Nieco spokojniejszy, sobotni wieczór odszedł już w niepamięć. Amalia, Franek, Helga, Mamička, Mikołajek, Pyrka i Żelka uznali, że hasło źle (żeby nie użyć bardziej dosadnych słów), ale stabilnie to zbyt wiele, więc mają dzisiaj fazę beznadziejnie i niestabilnie.
Amalia nie może się pozbierać po ostatnim zabiegu usunięcia zębów po prawej stronie. Oczywiście w związku z tym jedzenie uznaje za wymysł człowieka. Karmienie też. Kichanie ropą lepiej jej wychodzi.
Franek dzisiaj czuje się dużo gorzej. Dużo gorzej oddycha. Prawą stronę zalewa ropa. Z prawego oka leje się – dosłownie mleczna wydzielina. Chce jeść, bardzo, ale to, co zalega w j. nosowej – w kanaliku, w kości nie ułatwia sprawy. Przeszliśmy na karmienie ze strzykawki. Ze strzykawki je samodzielnie tak, jakby nie jadł rok, ale przez oddech jest mu ciężko.
U Helgi nie ustępuje niedowład tylnych łap. Ma też porażony pęcherz, co oznacza, że musi być co najmniej kilka razy dziennie odsikiwana. Nie widzi też potrzeby, żeby samodzielnie jeść, a nawet żeby przełykać, chociaż poza tym wydaje się mieć całkiem dobry nastrój, jakkolwiek to brzmi.
Mamička po kilku dobrych dniach znowu ma całkowity zjazd. Od rana lekko gorączkuje. Nie je samodzielnie. Serce pracuje gorzej. Z kanału słuchowego nie wydostaje się ropa, ale nie wiemy co się dzieje w środku.
U Mikołajka próba ograniczenia czyszczenia oczodołu tak, aby zaczął się zamykać, znowu okazała się bezsensowna. Po dobie (!) znowu jest silne kichanie i ropa w kanaliku…Jedyne wyjście to czyszczenie, czyszczenie i czyszczenie i tylko opatrunki z rivanolem stały się problemem, bo Mamička dzisiaj na moich oczach 2 razy wyciągnęła je Mikołajkowi z oczodołu. Grunt to współpraca.
Pyrka wczoraj czuła się super. Ostatnie kilka dni czuła się super, ale od nocy jest słabo. Miałam przyzwyczaić się do tego, że tak może być, ale kiedy znowu zmienia się z królika, który je siano i zioła i robi w klatce zadymę w królika, który niemal od doby siedzi w tym samym miejscu i udaje, że to się nazywa życie, czasami opadają ręce.
U Pyrki to wszystko wynika najprawdopodobniej z ułożenia jelit i tego, że organizm dosłownie odgrodził je, zamykając w swoistym „worku”. Wygląda na to, że co jakiś czas jelita źle się układają, blokują i przestają pracować tak, jak dotychczas, a pracowały idealnie…
W każdym razie czekamy na jakikolwiek pozytywny efekt…
Żelka bardzo słabo. Rany wyglądają bardzo dobrze – na pewno w porównaniu z tym co było – są dobrze doczyszczone, ale Żelka ma wysoką gorączkę i nie możemy jej niczym zbić. Kładzie się do miski z wodą i przytula do zimnych okładów. Czasami mam wrażenie, że zaraz będzie koniec. Przy okazji doszły też problemy z układem pokarmowym, ale to pewnie efekt temperatury.
itd. itd. itd.
Efekt. Opieka w trybie ciągłym. Bez przerwy.
I tym sposobem więcej informacji pojawi się na blogu jutro, tymczasem zostawiamy Was z fotorelacją z Azylu…nieco bardziej optymistyczną od informacji powyżej.
Żeby nie było, że tylko smęcimy, na jutro zostawiamy dla Was m.in. informacje z frontu adopcyjnego ❤️ Będziemy mieli też prośbę o dożywienie wolontariuszy…😎
1 Komentarz
Przyjeżdżamy do Was pod koniec maja i dożywimt wolontariuszy!