Mam świadomość tego, że wszyscy czekacie na wiadomości o Pasikoniku. Ich brak to efekt tego, że tak naprawdę nie wiem co napisać. I tak za chwilę to może być nieaktualne.
To były ciężkie dni. Poniedziałek i wtorek kolejne zabiegi. Okazało się, że główny problem tkwi w przedniej, lewej łapie i zwykłe przetoki są niewystarczające, aby dotrzeć do głębokich, zmienionych ropą tkanek.
Wyobraźcie sobie obrzęk łapy w szczególności w okolicy łokcia i to, że kiedy masujecie łapę, przez przetokę powyżej przedniej łapy, na wysokości klatki piersiowej wypływa ropa – mleko. Do takiego etapu doszliśmy we wtorek…I to dało nam nadzieję, bo teoretycznie dotarliśmy do końcowego odcinka – miejsca, w którym mogła gromadzić się ropa. W środę obrzęk łapy był już wyraźnie mniejszy niż na początku tygodnia i w weekend. Było w miarę stabilnie, chociaż Pasikonik miał gorszy nastrój. Podczas wizyty u Doktora tym razem nie działo się nic nadzwyczajnego. Po obejrzeniu ran Pasikonik siedział w otwartym transporterze.Walczyliśmy wtedy również o Haribo. Akurat badany był nasz były podopieczny Marshall, kiedy siedziałam obok Pasikonika na podłodze. Głaskałam go i w pewnym momencie miałam wrażenie, że zaczęło nim wykręcać…Każdy kto widział kiedykolwiek królika wpadającego we wstrząs, wie jak to się zaczyna…To były sekundy. 30 minut po osłuchiwaniu, kiedy oddechowo-krążeniowo Pasikonik był stabilny (poza przyspieszonym oddechem z powodu temperatury było jak zawsze), pojawiły się szmery i zaczęły zbierać płyny. Pasikonik dostał natychmiast furosemidum dożylnie i po chwili się uspokoił…i zaczął jeść zioła, a to mógł być koniec. Uwierzcie mi, że rzadko kiedy się z tego wychodzi, bardzo rzadko…
Wczoraj miałam napisać o Pasikoniku, ale wieczorem mieliśmy apogeum kryzysu. Mieliśmy, bo nie dotyczył wyłącznie stanu Pasikonika. Cały dzień miał gorączkę i nic nie pomagało. Udało się znaleźć dojście do miejsca głęboko pod łapą, gdzie jeszcze szaleje stan zapalny, więc walczyliśmy dalej…W nocy Pasikonik stwierdził, że trochę przesadzał i wypada się jednak ogarnąć, poczuł się dużo lepiej. Dzisiaj w ciągu dnia kilka razy miał temperaturę w normie (pierwszy raz od kilku dni). Dla równowagi wieczorem termometr pokazał 40,8 stopnia…- i tu dochodzimy do momentu, kiedy po prostu trudno mi cokolwiek napisać, ponieważ po prawie miesiącu ciągłej walki – Pasikonik naprawdę wymaga niemal 24 h uwagi, są chwile, kiedy można popaść w szaleństwo. Skoro o tym mowa, to po godzinie od 40,8 st. mamy 39,8 st. Mogłabym się teraz z kimś założyć, ile termometr pokaże za godzinę..
Tego jak czuje się Pasikonik nie da się opisać jednym zdaniem. On wymyka się spod pewnych reguł. Kiedy w nocy poczuł się lepiej, był sobą. W ciągu dnia dużo spał wyluzowany. Na leżąco podjadał, a nawet pił vibovit ze strzykawki, bo nie wiedzieć czemu uznał, że nie będzie pił z miski – po co skoro i tak wszyscy wokół niego skaczą? Pomijam fakt, że z miski byłoby wygodniej…Dzielnie znosił nasze zabiegi – jest naprawdę aniołem, a mówimy o czymś co jest naprawdę ekstremalnie trudne i dla niego i dla opiekuna. Teraz kiedy temperatura spadła, leży i wcina suszone jabłko. Za chwilę będzie chciał pewnie zjeść lód, bo tak…to też jego ukochany „przysmak”…- gdyby był człowiekiem, na pewno kochałby lody sorbetowe. W każdym razie człowiek przy Pasikoniku pełni też funkcję łamacza lodu i to jest dość zabawne. Ten widok, kiedy w nocy kruszy się lód na mniejsze kawałki, odpowiednie dla Pasikonika…
Naszym największym wrogiem jest temperatura, bo gorączka to zabójstwo dla jego serca. Pasikonik ma ciężką kardiomiopatię rozstrzeniową. Na szczęście od sierpnia jest na lekach, co zapewne nas ratuje. Zapaść ze środy wieczorem jest najlepszym dowodem na to, co najbardziej nam zagraża.
Skąd ta temperatura? W organizmie cały czas toczy się stan zapalny – po pierwsze silny miejscowy stan zapalny wokół ran. Cały czas walczymy też z tym, co kryje się przy łapie/głęboko pod łapą, a za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć cięcia łapy…
Jak wyglądają pozostałe rany? Tak naprawdę od tylnej łapy do przedniej łapy jest dobrze. W przetokach na grzbiecie też. Jest sucho. Nic się nie sączy, a wszędzie tam była ropa…Stan ropny obejmował w zasadzie tkankę podskórną i mięśniową na powierzchni całego ciała – wyobraźcie sobie, że na całym Waszym ciele pod skórą kryje się ropa/pod skórą i w mięśniach. Patrząc na to obiektywnie, tyle się już udało, tyle udało się przetrwać…- tego, co wydawało się całkowicie nierealne do opanowania. Widok tych potężnych ran już „nie boli”. Pytanie tylko, czy dostaniemy jeszcze trochę czasu, czy uda nam się dotrzeć wszędzie i naprawdę oszukać przeznaczenie. Mamy pełną świadomość tego, że w każdej chwili może wydarzyć się to, co najgorsze…To mogło stać się już w sierpniu. Już wtedy wydawało się, że Pasikonik ma niewielkie szanse, a teraz – te ostatnie tygodnie i to czym on się mierzy, to naprawdę abstrakcja. Wszystko to jest jakaś abstrakcja.
***
Wiem, że mamy zaległości z całego tygodnia i jutro (mam nadzieję, w sumie w jakimś sensie to zależy od Pasikonika) je nadrobimy.
W skróce, olsztyniaki czują się dość dobrze, w tym Profesor X – nos wygląda lepiej i Wolverine – póki co rana goi się dobrze…
Wolverine
Profesor X
cdn.
Brak komentarzy