Riju odeszła dzisiaj przed g. 7. Całą noc walczyłyśmy i mimo wszystko gdzieś w nas była nadzieja, że jeszcze tym razem się uda…Już od kilku tygodni wiedzieliśmy, że nie mamy dużo czasu. Riju żyła na krawędzi. Mieliśmy świadomość tego, że degradacja jej organizmu postępuje i nie będziemy w stanie tego zatrzymać.
Kiedy piszemy o stanie zdrowia naszych podopiecznych, zawsze jesteśmy szczerzy. Nie kolorujemy rzeczywistości. Relacjonujemy na blogu relacje z wizyt u Doktora, opisując stan zdrowia naszych podopiecznych najskrupulatniej jak tylko można, również po to, abyście mogli lepiej zrozumieć to, jak wygląda nasza codzienność i z czym się mierzymy. Wiem, że czytanie tych relacji może być nużące i mało ciekawe, ale przez szacunek do wszystkich osób zaangażowanych w życie Azylu, chcemy robić to, co robimy jak najlepiej, przy okazji też edukując opiekunów królików.
Takich dni jak dzisiaj było już wiele i będzie wiele. Decydując się na przyjmowanie do siebie chorych królików, musimy się z tym liczyć. Odkąd działamy nigdy nie unikałyśmy przyjmowania pod swoją opiekę chorych zwierząt, a statystyki są nieubłagalne. Życie wielu naszych podopiecznych to życie na krawędzi. Czasami udaje się wyrwać dla nich tylko tygodnie czy miesiące. Wygrywamy kolejne walki, a w końcu przychodzi taki moment, że już nic nie możemy zrobić. Jakkolwiek banalnie to brzmi cieszymy się każdą dobrą chwilą. Moglibyśmy napisać, że Świstak czy Zazu będą żyć ze swoimi niewydolnymi nerkami kolejne lata, ale przecież w każdej chwili może dojść do takiej niewydolności, że nic już nie zrobimy, chociaż są cały czas pod ścisłą kontrolą. Chcielibyśmy napisać, że Beniaminek ma przed sobą długie życie, że wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze, ale to byłoby koloryzowanie rzeczywistości. Tak bardzo chciałybyśmy, aby u Franka udało się w końcu zatrzymać ropę, która prędzej czy później może dać przerzuty do płuc czy do mózgu, aby oko Rudge udało się uratować, a nic na to nie wskazuje, aby Laverda jeszcze wyszła na prostą…Cieszymy się tym, że Makatka jest z nami, trzymamy się tego, że udało się cos „niemożliwego”, ale ilość chorób, z którymi Makatka się zmaga jest taka, że nikt na nic nie da gwarancji. Może będzie potrzebować kolejnej operacji i może tym razem nie da rady…Będzie strasznie bolało, bo oddajemy im siebie i robimy wszystko, aby miały pod każdym względem jak najlepszą opiekę, ale to nie zmieni tego, że ten czas, kiedy byliśmy razem miał sens i że wyrwaliśmy dla niej od losu tyle, ile się dało. Mogłabym tak pisać bez końca…
Kiedy Riju umarła, nasz świat się nie zatrzymał. O 8 rano okazało się, że Pikard jest inny niż zwykle i ma gorączkę. Ten sam Pikard, który trafił do nas z mnogimi ropniami i dużą nadwagą, a następnie przeszedł liczne zabiegi stomatologiczne i po miesiącach leczenia udało się go ustabilizować. Poza tym okazało się też, że Cha-cha nic nie zjadła w nocy. Cha-cha, która codziennie szaleje na wybiegu, ale rok temu o tej porze była krótko po zabiegu usunięcia ropy z czaszki, a to był tylko początek jej licznych problemów zdrowotnych. W tym samym czasie cieszyliśmy się, że Jersey i Timor zjedli sami śniadanie i wyjątkowo nie musieli być karmieni i że Mamička nie słychać w pomieszczeniu obok, kiedy oddycha, bo udało nam się zażegnać kolejnych kryzys – oby na jak najdłużej, ale któregoś w końcu nie pokonamy.
Bardzo trudno jest zaakceptować to, że nie mamy na wszystko wpływu. Trudno jest pogodzić się z tym, że nawet jeśli przekroczymy granice wytrzymałości (bardzo rozciągnięte…) i zrobimy wszystko, co tylko jest możliwe, wkładając w to wiedzę, doświadczenie i serce, może się nie udać, ale tak jest. Kiedy chce się więcej, kiedy wymaga się od siebie wciąż więcej, trudno to zaakceptować, ale to bolesna nauka, którą niesie za sobą tworzenie Azylu i opieka nad chorymi królikami. Albo sobie z tym poradzimy i będziemy skupiać się na tym, co dobre tu i teraz albo stracimy o wiele więcej…i piszę to patrząc na Beniaminka, który może w każdej chwili złamać nasze serca…chociaż wciąż rozczula nas tym, jak się budzi i je, je, je jakby tylko to się na tym świecie liczyło.
***
Jutro poznamy wyniki sekcji Riju.
***
Będziemy za Tobą bardzo tęsknić. Byłaś niezwykła pod każdym względem i tak niesamowicie dzielna. I zadbamy o Świstaka.
Jest nam tak bardzo przykro…
Zwójka
1 Komentarz
Odejście bliskiej istoty boli. To cena za radość i szczęście którą ta bliskość niesie.
Dajecie uszakom które do Was trafiają możliwość cieszenia się życiem. Poczucie bezpieczeństwa, możliwość najedzenia się do syta, a nawet zjedzenia smakołyków, bycia czystym, brak bólu i leczenie stanów zapalnych powodujących złe samopoczucie, możliwość działania w zgodzie z króliczą naturą i zamiarami konkretnego zwierzaka. Szczęście. Czasem niestety udaje się to tylko na krótko, ale nawet kilka dni sytości, czystości i braku cierpienia jest cenne.
Podziwiam Was i dziękuję. Za to że jesteście i jacy jesteście, za to co robicie i że się nie poddajecie. I za możliwość poznania Pasikonika, Riju, Tuliki, Duszka, Gwiazdki… Tych wszystkich ciekawych osobowości które miały szczęście znaleźć się pod Waszą opieką.