Z życia Azylu

Lusek

31 października 2024

Jeszcze we wtorek cieszyłyśmy się, że Lusek po raz pierwszy osiągnął wagę 1,400 kg.

Jeszcze wczoraj wieczorem rozśmieszał nas, robiąc na kanapie swoje porządki.

Jeszcze dzisiaj rano, kilkanaście sekund przed tym, gdy zaczęliśmy walkę o jego życie, przytulał się do Igi…

Dzisiaj wszyscy płaczemy. Są takie chwile, kiedy coś w nas pęka i tak jest teraz.

Był naszą codzienność od tak dawna…Nasz kochany karaluch. Menda. Złośliwiec.

Kiedy wspinał się na wyżyny swojej podłości wobec królików spoza swojej boskiej rodziny, w ramach „kary” opuszczał kanapę i wychodził na wybieg.

Uwielbialiśmy go. Był taki uparty. Potrafił ustawić do pionu wszystkich wokół. Nie miał sobie równych.

Złamał nam dzisiaj serca…

IMG_3092 3

Rano czuł się bardzo dobrze. Jak zawsze zjadł z apetytem swoją ukochaną papkę. Miał dobrą temperaturę, a tę mierzyliśmy mu „z urzędu” dwa razy dziennie. Dwa razy dziennie był też inhalowany.

Nasze sierpniowe maluchy szalały po kuchni. Kiedy przyszedł czas na inhalacje u Luska, tradycyjnie nie był zachwycony wizją zamknięcia w transporterze i zaczął się wierzgać. Nic szczególnego. Sekundę po tym, gdy był już w transporterze, usłyszałyśmy kaszlnięcie/odgłos odchrząkania, więc natychmiast wyjęłyśmy Luska z powrotem…

Oddychał przez pyszczek, głośno, krztusząc się. Z jego nosa wydostawała się duża ilość wydzieliny ropnej ze śluzem.

Doskonale wiemy, co robi się w takich sytuacjach, dlatego najpierw upewniliśmy się, że nie doszło do zadławienia i niedrożności w przełyku, a po upływie kolejnych sekund Lusek otrzymał wszystkie leki, w tym najważniejszy – furosemidum działające przeciwobrzękowo i silne antybiotyki.

Po kilkunastu minutach Lusek zaczął oddychać spokojniej, bez silnej wentylacji, chociaż ciężko. W tym czasie był już pod tlenem.

Kiedy przed 15 obserwowałam go w inkubatorze, jednocześnie rozmawiając z Doktorem przez telefon o tym, że u Luska doszło najprawdopodobniej do oderwania wydzieliny ropnej z zatok i chwilowej niedrożności/zablokowania dróg oddechowych, wierzyłam, że to, co najgorsze jest za nami…Lusek był spokojny, wstał, położył się w innym miejscu. 1-2 minuty później wpadł we wstrząs. Rozmowy z Doktorem nie dokończyłam. Próbowaliśmy jeszcze walczyć, ale Lusek odszedł.

W sobotę sekcja.

Brak komentarzy

Napisz komentarz

*