20 lipca 2019 r. to początek nowego etapu w historii naszej Fundacji. Tego dnia po wielu latach spędzonych w Schronisku dla Zwierząt w Toruniu, usamodzielniliśmy się, otwierając dla Was drzwi jedynego takiego miejsca – Domu Królika.
Przygotowując ten wpis, przeglądam przede wszystkim zdjęcia z ostatnich 5 lat, ale nie tylko. To wręcz abstrakcyjne doświadczenie zobaczyć „nas” sprzed kilkunastu lat. Dzisiaj mija 5 lat odkąd przeprowadziliśmy się do domu przy ul. Agrestowej 22, ale wszystko zaczęło się w sierpniu 2007 r., kiedy dzięki małemu, zakołtunionemu Kubusiowi vel Strachajło poznałyśmy się z Magdą.
2 grudnia 2011 r. po ponad 4 latach naszej współpracy w toruńskim wątku na forum Stowarzyszenia Pomocy Królikom, które wtedy pełniło funkcję bloga i profilu fb, napisałyśmy:
Schronisko dla bezdomnych zwierząt – miejsce, które powinno dawać szansę na lepsze życie najsłabszym – tym, których los uzależniony w pełni od człowieka, okazał się okrutny.
Niestety zbyt często szansa ta jest towarem deficytowym.
W świadomości ludzi wciąż istnieje tylko wąska kategoria zwierząt, które zasłużyły na szansę, jaką niejednokrotnie jest przekazanie zwierzęcia pod opiekę schroniska. Króliki do tej kategorii niestety nie należą.
Problem stanowi nieświadomość opiekunów – bezwzględność, obojętność, szczególnie lekceważący stosunek do małych zwierząt futerkowych postrzeganych jako pluszowe maskotki – idealne zabawki “na chwilę”, strach przed ewentualnymi konsekwencjami, związanymi z oddaniem zwierzęcia do schroniska oraz rzekomy brak możliwości zapewnienia im opieki w schronisku.
W styczniu 2008 r. do Schroniska dla Zwierząt w Toruniu został oddany 5-letni królik Gucio – pierwszy królik z toruńskiego Schroniska dla Zwierząt, nad którym opiekę objęło Stowarzyszenie Pomocy Królikom.
Dzisiaj z perspektywy niespełna 4 lat współpracy Schroniska ze Stowarzyszeniem widać jak niezwykle ważna w walce o lepszy los zwierząt jest idea partnerstwa.
Unikatowe w skali kraju współdziałanie Stowarzyszenia ze Schroniskiem w Toruniu dało nie tylko szansę na nowe życie wielu królikom, którym w innym wypadku nie moglibyśmy pomóc, ale pozwoliło również ukazać problem jakim jest w Polsce pomoc zwierzętom innym niż psy i koty.
Azyl dla królików stworzony w toruńskim Schronisku to miejsce, dzięki któremu możemy w szerokim zakresie realizować naszą pasję – chęć pomocy królikom – tak popularnym dzisiaj zwierzętom domowym, którym zbyt często odmawia się jakichkolwiek praw, traktując je jako zwierzęta gorszej kategorii.
Dzięki uprzejmości i otwartości kierownictwa Schroniska oraz jego pracowników mamy możliwość natychmiastowego objęcia opieką każdego potrzebującego królika, o którego losie zostaniemy powiadomieni. Warto podkreślić, iż króliki, które trafiają do schroniska (stanowią tylko! część królików znajdujących się pod naszą opieką) przebywają w nim tylko przejściowo. Schronisko to miejsce, którego nie traktujemy jak domu tymczasowego.
Wśród królików przebywających w toruńskim azylu nie ma i nigdy nie będzie króliczych rezydentów.
Sens naszej idei polega na tym, że króliki przebywają w Schronisku tylko do momentu znalezienia DT lub DS. Dzięki sprawnej organizacji, rotacja królików w tym miejscu jest bardzo duża. Czasami kilka królików w miesiącu trafia do DT czy DS, a w ich miejsce wchodzą kolejne – są to m.in. króliki z interwencji – w tym z różnych miejsc w Polsce.
W związku z korzystaniem z pomieszczenia w schronisku SPK nie ponosi żadnych kosztów – nie płacimy za wodę, za prąd, za śmieci, które generujemy w ogromnej ilości.
Pomieszczenie, w którym przebywają króliki znajduje się w części biurowej Schroniska – z dala od kojców z psami i kotami, dzięki czemu króliki nie są narażone na hałas i kontakt z innymi zwierzętami.
Każdego dnia jeden z wolontariuszy Stowarzyszenia Pomocy Królikom ma dyżur w Schronisku – codziennym rytuałem jest sprzątanie każdej klatki/kuwety, karmienie, wizyty u weterynarza.
Króliki przebywające w schronisku regularnie są poddawane zabiegom – sterylizacji i kastracji, jednak po zabiegach mają zapewnioną kilkudniową opiekę pooperacyjną w DT.
Króliki chore i wymagające szczególnej troski w trybie priorytetowym umieszczane są w domach tymczasowych:
W naszym wątku na forum znajdą Państwo pełną galerię zdjęć ze Schroniska. Na fotografiach zobaczą Państwo króliki zamknięte w klatkach bez możliwości wybiegu – bez luksusów, które na co dzień staramy się zapewnić naszym osobistym zwierzakom. Przez chwilę proszę zapomnieć jednak o tym, jaki dom powinien mieć każdy z tych zwierzaków. Proszę spojrzeć na te zdjęcia z perspektywy ogromnej skali problemu, jakim jest bezdomność tych zwierząt i stosunek do nich.
Proszę pamiętać o tym skąd pochodzą – ulica, śmietnik, pseudohodowla, klatka o dł. 40 cm, podwórko, akwarium w sklepie zoologicznym…to jest ich rzeczywistość i jedyny świat, który znają i który niestety najczęściej wygląda tak:
Na zdjęciach zrobionych już u nas, w schronisku, widać króliki – zdrowe, wykastrowane/wysterylizowane, będące pod stałą kontrolą weterynarza, w klatkach o min. wymiarach 80 cm – w większej części 100 cm z pełnym wyposażeniem, które tworzą paśniki, kuwety, poidła 600 ml, pełne jedzenia miseczki, tunele, domki, ręczniki….
zaś 5 stycznia 2012 r. …
Szanowni Państwo,
Od 1 września 2010 r. roku do dnia dzisiejszego pod opieką Oddziału SPK w Toruniu znalazło się 150 królików, w tym 59 królików, które do toruńskiego Azylu trafiły z różnych miast w Polsce – wśród nich niejednokrotnie króliki wymagające szczególnej opieki ze względu na stan zdrowia.
Mimo, iż Oddział SPK w Toruniu dysponuje pomocą kilkunastu domów tymczasowych, liczba królików, które trafiają pod naszą opiekę, znacznie przewyższa liczbę DT.
Współpraca ze Schroniskiem dla Zwierząt w Toruniu pozwoliła nam nie tylko rozwiązać problem niewystarczającej ilości domów tymczasowych, ale przede wszystkim dała nam szansę – możliwość udzielania pomocy potrzebującym królikom z innych miejsc w Polsce.
Tylko dzięki uprzejmości Schroniska dla Zwierząt w Toruniu pod naszą opieką znalazły się:
Astrid, Bartuś, Bee, Bloo, Buffy, Cyzia, Czester, Czikko, Esme, Filifionka, Flippy, Flora, Ford, Fray, Fredro, Gusto, Hibiskus, Kulka, Lucek, Lucuś, Łaciatek, Maja, Mała Czarna, Masza, Max, Merci, Merlin, Miki., Negrito, Niusia, Okey, Olo, Omega, Otto, Padma, Panda, Perełka, Princeska, Pysia, Rajtka, Rilla, Ruda, Sani, Sokole Oko, Stefan, Śnieżka, Tosia, Tosiek, Tweety, Unkas, Wicherek, Yogi, Zachary, Zappi, Zizou, maluszki Astrid – króliki, które potrzebowały pomocy – króliki, które od Torunia dzieliły setki km, ale każdą odległość można pokonać…
Dzisiaj mamy szansę wspólnie stworzyć prawdziwy Azyl dla Królików – przystanek w drodze do nowych, kochających domów. Namiastkę schroniska dla bezdomnych królików.
Kilka tygodni temu ogromną radość wywołało w nas przeprowadzenie I etapu remontu w zajmowanym przez króliki pomieszczeniu w schronisku. W styczniu planowaliśmy rozpocząć II fazę remontu, jednak los nas zaskoczył…;) Otrzymaliśmy szansę na zaadoptowanie nowego pomieszczenia, a tym samym na stworzenie miejsca, które będzie prawdziwym, przystosowanym w pełni dla królików Azylem – pierwszym takim miejscem w Polsce, miejscem, które daje im szansę na lepsze życie.
Zagospodarowanie tego pomieszczenia wymaga dużego nakładu pracy, jednak tego się nie obawiamy. To dla nas kolejne wyzwanie, ekscytujące, satysfakcjonujące samo w sobie.
Naszym założeniem jest to, aby remont odbył się jak najmniejszym kosztem, dlatego postaramy się, aby wszystkie prace zostały wykonane pro bono. Niestety musimy zainwestować w materiały.
Wśród wydatków należy uwzględnić podłogę (płytki), ściany, drzwi, okno, kaloryfer, umywalkę, oświetlenie – to wiele, a nawet bardzo wiele…Remont na taką skalę może przerazić, ale nas nie zniechęca…To miejsce ma potencjał, a my jesteśmy zdecydowani na to, żeby zrealizować ten plan – marzenie. Niestety jednak, mimo naszych najszczerszych chęci i ogromnego zapału, nie poradzimy sobie bez Państwa pomocy…
Każdy może nas wspomóc poprzez przekazanie darowizny o wartości: 10 zł – każda złotówka zostanie zainwestowana w stworzenie toruńskiego Azylu, a Państwa pomoc zostanie w tym miejscu uwieczniona – w miejscu, które ma przetrzeć drogę dla inicjatywy prawdziwego schroniska dla królików i innych małych zwierząt w Polsce.
(…)
Realizacja naszego planu – naszych wspólnych marzeń będzie oznaczać ogromny kamień milowy w walce o lepszy los setek, tysięcy królików traktowanych w Polsce wyłącznie jak żywe maskotki, które najłatwiej wyrzucić na śmietnik. Dzisiaj wspólnie mamy szansę pokazać jak liczną grupą są miłośnicy królików i jak wiele zrobimy dla ich dobra. Musimy pokazać jak wiele wspólnie jesteśmy w stanie uczynić i zacząć zmieniać coś w skali całego kraju.
Przedsięwzięcie toruńskiego Azylu daje nam na to niepowtarzalną szansę.
Schronisko dla Zwierząt w Toruniu umożliwiło nam pomoc dziesiątkom – setkom królików – bezinteresownie, z pełną otwartością my i nasi podopieczni zostaliśmy zaakceptowani i włączeni do społeczności Schroniska.
W styczniu 2019 r. 5 minut po tym, gdy obejrzałyśmy dom przy ul. Agrestowej 22 w Toruniu, siedząc w samochodzie na parkingu Lidla (i co ważne nie mając żadnych środków na zakup nieruchomości), Magda, Kasia i ja postanowiłyśmy kupić dom.
W kwietniu 2019 r. to zrobiłyśmy.
Razem ze wspomnieniami pojawiło się mnóstwo skrajnych emocji, ponieważ to, co robimy jest pełne sprzeczności. Patrząc na niektóre zdjęcia tylko z tych wyjątkowych 5 lat, miałam wrażenie, że to, co udało się na nich uchwycić, wydarzyło się wczoraj, a czasami wręcz przeciwnie, że minęło tak dużo czasu…
Ostatnich 8 miesięcy to taki okres w życiu Azylu, w którym z mojej perspektywy wiele się zmieniło. Wszyscy dorastamy. Azyl i tworzący go ludzie. Wciąż staramy się być lepsi. Eliminować błędy, usprawniać działanie, wyciągać wnioski. Wciąż najwięcej wymagamy od siebie, ale przez to kilkanaście lat musiałyśmy nauczyć się też „odpuszczać”. I nie mam na myśli rezygnacji z idei, które nam przyświecają, odwracania wzroku, zobojętnienia.
Najtrudniej oswaja się bezsilność wobec cierpienia. Najtrudniej jest pogodzić się z tym, że nie na wszystko mamy wpływ, zaakceptować to i dawać z siebie wciąż tyle samo.
Niezmiennie powtarzamy też, że najtrudniejsza w pracy ze zwierzętami jest praca z ludźmi, nie zapominając jednak o tym, że to ludzie nadają temu wszystkiemu sens.
Wolontariusze dorastają (żeby nikt nie pomyślał, że się starzeją…;)), wyjeżdżają na studia i do pracy, zakładają rodziny, z różnych powodów przychodzą i odchodzą. Tak musi być.
Naszym największym sukcesem jest to, że wciąż tu jesteśmy, a Wy jesteście z nami…❤️
***
Pierwszy raz do Azylu dla Królików przyjechałam w 2018 roku. Pamiętam, że tego dnia ktoś z wolontariuszy nie przyszedł, a Ola miała masę sprzątania i nawet nie zdążyłyśmy dłużej porozmawiać. Zapytałam czy może pomóc… i tak zaczęły się porządki, które trwają do dziś 🙂 W międzyczasie zrobiłam prawo jazdy, a moim celem było dojechać z Poznania do Torunia… Udało się! Wiedziałam, że Azyl dla Królików to moje miejsce już podczas tej pierwszej wizyty. Nieważne z czym przyjeżdżałam do Torunia, czy miałam jakiś problem lub po prostu nie miałam na nic ochoty… zawsze z Fundacji wyjeżdżałam lekka jak piórko, z naładowanymi bateriami i pozytywną energią. Bo to „tylko sprzątanie” to tak naprawdę bycie z królikami i dla królików. Przez ten czas, w którym starałam się jak najczęściej jeździć do Azylu przewinęło się trochę wizyt u Doktora z moimi królikami, czasem ratujących życie, wyjeżdżałam z Torunia z królikami, które miały u mnie zostać na jakiś czas, a są do dziś, przeprowadziłam kilka rozmów adopcyjnych i przerzuciłam tonę bobków. Przez ten czas głaskałam króliki, które czekały na dom lub były w trakcie leczenia. To one uczyły mnie wrażliwości i tego, jak ważne jest to, co robi Azyl dla Królików. Piszę Azyl, ale w głowie mam ludzi. Takich jak ja, niektórych spotykam częściej, innych nie pamiętam imienia, ale wiem, że już kiedyś się poznaliśmy. Jedna z tych osób pomogła mi także prywatnie (dziękuję…). Bo gdyby nie ludzie nie istniała by Fundacja, a wtedy wiele królików nie uzyskałoby pomocy.
~ Karolina
W styczniu 2013 mieszkając w Toruniu przypadkowo dowiedziałam się o istnieniu Azylu. Wysłałam maila z pytaniem dotyczącym wolontariatu i tak to się zaczęło. Kiedyś napisałam Oli, że Azyl to takie miejsce, gdzie po wejściu wszystkie moje problemy tracą na znaczeniu i to zdanie opisuje go idealnie. To coś więcej niż sprzątanie klatek czy mizianie królików, mogę śmiało powiedzieć, że to kawałek serca i życia. Nawet mieszkając za granicą staram się pomagać na tyle, na ile pozwalają możliwości i odległość wcale nie musi być problemem. Jak to kiedyś ujęłam – dziewczyny się mnie nie pozbędą, bo mimo przeprowadzek wracam jak bumerang i wiem, że będę wracać, bo nie wyobrażam sobie inaczej. 🙂 Azyl to cudowne miejsce, wspaniali ludzie i jestem dumna, że mogę być jego częścią.
~ Marta
W sumie nie wiem od czego zacząć… Może od samego początku… szukałam królika i wolontariatu zobaczyłam stronę azylu w sumie przejrzałam tylko króliki zobaczyłam że jestem za młoda jeszcze na wolontariat w azylu i zapomniałam kompletnie o fundacji. Po paru latach znowu mnie naszło żeby iść na jakiś wolontariat lub jakieś zajęcia poza lekcyjne i szukałam i znowu trafiłam na stronę azylu zaobserwowałam na fb i napisałam z mamą do Oli (bo jestem jeszcze niepełnoletnia) i tym sposobem w sumie od półtora roku jestem w azylu. Na dyżurach na początku raczej byłam na sprzątanie klatek (co nie było takie proste jak mi się wydawało) ale po podłodze akurat biegały dwa małe rudzielce które umilały mi ten czas i skradły mi serce. Jeden z nich – Monday trafiła do mnie. Z czasem zaczęłam się bardziej oswajać z azylem i być coraz częściej. Teraz w sumie azyl jest moim spędzaniem wolnego czasu bo jak tylko mogę to biorę dyżur i jestem.
~ Dominika
Moje pierwsze zetknięcie z Azylem miało miejsce w 2018 r., kiedy to przygotowując projekt na studiach przez przypadek trafiłam na stronę Fundacji Azyl dla królików. Przeglądając zdjęcia azylantów do adopcji zauważyłam Milorda – prawdziwego lorda o krzywych łapkach i czerwonych oczach. Skradł on moje serce i można bez obaw powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak to dopiero dwa lata później, w dniu urodzin postanowiłam dołączyć do grona wolontariuszy i tak oto mijają już 4 lata mojej wolontariackiej przygody. Podczas tych lat Azyl stał się dla mnie miejscem niezwykle istotnym. To dzięki namowom dziewczyn (Magda i Ola <3) Lord zyskiwał żony – Tango, Ziemiórka, a obecnie Lacerta, a ja miałam okazję przez pewien czas być DT dla uroczej króliczej rodzinki. To właśnie Azyl nauczył mnie, że nawet jeśli świat nie zawsze jest dobry, to jednak można spotkać ludzi, którzy przywracają wiarę w dobroć i bezinteresowność. Niektóre z tych osób, z biegiem czasu z obcych stały się przyjaciółmi. Wolontariat w fundacji pomógł mi oswoić się z przemijaniem, dając jednocześnie wiele ukojenia i radości. Fundacja Azyl dla królików jest już tak ważną częścią mojego życia,że zawsze, mimo życia prywatnego i zawodowego chce się znaleźć czas w tygodniu, aby móc pojawić się na dyżurze. I to jest dla mnie magiczne.
~ Martyna
Kiedy pierwszy raz przyszłam do Azylu, myślałam, że będe po prostu czyścić klatki królikom. Tam odkryłam, jakimi interesującymi istotami są te zwierzaki. Wielką przyjemność sprawiała mi możliwość opiekowania sie nimi, karmienie, dawanie leków czy nawet samo oglądanie ich na wybiegu. Samo czyszczenie już nie jest takie fajne, szczególnie jak na drugi dzień znowu przychodzisz i jest ten sam syf.
Po pewnym czasie spędzonym w Azylu okazało sie, że to miejsce tworzą też różne dziwne ale ciekawe osoby. Na przykład poznałam tam moją przyjaciółke, która zawsze wspiera mnie w trudnych chwilach.
Musze też wspomnieć, że dzięki Azylowi zaadoptowałam pięknego królika. Jest on wspaniałym synem, który znaczy dla mnie całe życie i dodaje uśmiech na mojej twarzy.
Azyl to miejsce dla wszystkich ludzi o dobrych sercach. Tacy tu będą zaakceptowani bez względu na wygląd czy specyficzny charakter.
~ Anonim
Do Azylu przyszłam na chwilę. Miałam tylko zaadoptować żonę- Mambę dla mojego Teodora. Wtedy, na początku 2018 roku nie sądziłam, że zatrzymam się tutaj na dłużej. Ba, gdy zaproszono mnie na wolontariat stwierdziłam, że się do tego nie nadaję. Nie wiem co poszło nie tak, ale mimo początkowych oporów, z dnia na dzień zaczęłam się stawać coraz bardziej azylowym człowiekiem. Zaczęło się standardowo- od sprzątania klatek. Potem doszło do tego podawanie leków. Po jakimś czasie zaczęłam zajmować się adopcjami i to jest moje główne fundacyjne zajęcie do dziś- chcąc zaprosić azylanta do swojego serca i domu jest całkiem spora szansa na to, że spotkanie adopcyjne odbędzie się właśnie ze mną. Po sześciu latach spędzonych w Azylu wiem, że jest to to miejsce, w którym nie tylko króliki znajdują swoją bezpieczną przystań. Również ludzie w gorszych momentach mogą się schować w Domu Królika przed całym złem tego świata… i opierniczyć czekoladę albo zupkę chińską z magicznej szuflady dla wolontariuszy znajdując chwilę wytchnienia w uszatym towarzystwie. Dlaczego azyl jest taki wyjątkowy?
– Nikt nie patrzy się na ciebie jak na wariata, kiedy na dyżur przychodzisz w ubraniach, które najchętniej same by się już wyrzuciły.
– Nigdy nie wiesz co cię dzisiaj spotka- myślisz, że jedziesz na leki, albo szybkie ogarnięcie podłogi, a kończysz jadąc nawet nie po królika, a KOZŁA… albo wchodzisz do azylu, a w kuchni zamiast królików- banda szczeniaków, albo… zbliżająca się akcja porodowa.
– Mimo pracy, rodziny, innych zobowiązań wszyscy tutaj mają wspólny cel, jakim jest bezinteresowna pomoc zwierzętom. Chociaż w natłoku obowiązków zdarza się, że nawet nie ma kiedy tych uszatych pogłaskać i trzeba się wyręczać w tym zakresie gośćmi.
Przez ostatnie 6 lat Azyl stał się ważnym elementem mojej codzienności. Chociaż pomoc potrzebującym zwierzętom wiąże się z mnóstwem skrajnych emocji- zarówno tych dobrych jak i złych, a od 2018 roku zmieniło się wiele- od przeprowadzki do Domu Królika zacząwszy, a na składzie mojego domowego stada i kolorze włosów skończywszy to cieszę się, że dałam się przekonać i zostałam tutaj na dłużej.
~ Laura
Na azyl natrafiłam szukając towarzysza dla mojej pierwszej królicy.
Gdy weszłam do azylu wiedziałam, że tylko na adopcji się nie skończy. Dzień w którym dołączyłam do tej cudownej ekipy zmienił moje życie, i nie ma w tym grama przesady, azyl mnie uratował i nadał sens życiu. Zaczynając od Juliana ( nadal żyje i wyrządza szkody na mojej psychice) przez mój dom przewinęło się kilka cudownych króli, które pozostawiły po sobie miejsce w moim sercu. Mimo tego, że często te małe, uszate gamonie są powodem mojego gniewu, to patrzenie na to jak dochodzą do zdrowia, socjalizują się lub po prostu na końcu swojej drogi czują się kochane i spokojne rekompensuje wszystko.
Azyl to nie tylko miejsce do którego przychodzę kilka razy w tygodniu posprzątać królicze klatki czy podać leki, to przede wszystkim cudowni ludzie, których kocham, którzy mnie wspierają i zawsze podadzą pomocną dłoń, nie tylko w kwestii królików 😉
(Tak naprawdę to mnie wyzyskują, nie pozwalają spełniać się w innych dziedzinach życia, znęcają się psychicznie oraz wpychają do domów upośledzone i chore zwierzęta)
~ Marysia
Swoją przygodę z Azylem zaczęłam w 2016 roku, najpierw adoptując stąd Nemezis, potem dołączyłam do grona wolontariuszy. Zżyłam się mocno z tym miejscem – zaczynałam będąc w pierwszej klasie liceum, teraz jestem już parę lat po studiach. Nigdy nie wiedziałam dokładnie przez jaki czas będę wolontariuszką, może wcześniej myślałam, że to będzie trwać jedynie przez okres szkolny, jednak po takim czasie już wiem, że Azyl to jest miejsce, z którego nie da się tak łatwo odejść ☺ I mimo, że teraz sama już nie uczestniczę tak aktywnie w życiu Azylu, to nadal staram się być jego częścią, a rzeczy, których się tutaj nauczyłam i wiedza (nie tylko na królicze tematy), których nauczyli mnie inni nigdy nie zapomnę <3
Oczywiście, żeby nie było tak kolorowo, praca w Azylu nie zawsze była spokojna. Króliki nie raz potrafiły dać w kość, do dziś mam niektóre ślady po ich zębach czy pazurach. Do najbardziej ekstremalnych zaliczyłabym chyba wbicie pazura w oko… Ale to od nich nauczyłam się jak reagować w nagłych i niespodziewanych sytuacjach, przede wszystkim jak zachować względny spokój, gdy wszystko się wali, ale trzeba mieć czysty umysł, aby podjąć właściwe decyzje. Jest to też oczywiście zasługa dziewczyn – Oli i Magdy 😉 Motta, których się od nich nauczyłam, to m.in. „tylko spokój nas uratuje” i mój ulubiony tekst Oli „w pracy ze zwierzętami najtrudniejsza jest praca z ludźmi”, który idealnie oddaje obraz niemal codziennych sytuacji wolontariatu w takim miejscu, jak Azyl.
Mimo, że z natury jestem cichą i spokojną osobą, to właśnie tutaj zaczęłam się w końcu powoli otwierać na ludzi i stałam się bardziej rozmowna i pewna siebie. Czy to poprzez rozmowę z wolontariuszami, bo przecież jak się z kimś robi dyżur, to dziwnie jest sprzątać w niezręcznej ciszy. Lub gdy uczy się kogoś nowego jak poprawnie sprzątać (bo to też jest ważne i zawsze kładłam na to nacisk, aby sprzątanie było porządne!), to też wzbudzało we mnie poczucie bycia ważną i potrzebną. No i na końcu trzeba wspomnieć o naszych rozmowach w gabinecie Doktora, gdzie tematy problemów zdrowotnych przewijały się chociażby z komentowaniem takich pierdół, jak buty, poprzez różne zagwozdki językowe (bo Doktor to bardzo mądry i wszechstronny człowiek jest) aż chociażby na polityce kończąc.
W tym roku mija 8 lat odkąd zostałam wolontariuszką i cieszę się, że pomimo rozpoczęcia dorosłego życia mogę znaleźć czas na to, żeby chociaż raz na dwa tygodnie lub więcej wpaść na chwilę do Azylu. A wiem, że zostanę tu tak długo, jak tylko się da. Bo z Azylu nie da się tak łatwo odejść ☺
Ola, Magda – dziękuję za to, co nie raz dla mnie zrobiłyście. Pozostałym wolontariuszom, tym byłym i obecnym, również dziękuję, że jesteście lub byliście, bo to właśnie my (zaraz po królikach!) tworzymy Azyl <3
~ Julita
Mam takie wspomnienie z dnia przeprowadzki z Przybyszewskiego na Agrestową. Stawiło się dużo osób, tych widzianych na codzień i takich „od święta”. To był dzień pełen wrażeń…żartów, opowieści o królikach i nie tylko. I nagle ten cały zgiełk i gwar ucichł. Wszystko zostało wywiezione. Wolontariusze wyruszyli w stronę Domu królika. Azyl opustoszał. Ostatni raz umyłam na kolanach podłogę, zerknęłam na pustą przestrzeń, zamknęłam drzwi i łzy same napłynęły mi do oczu. Skończył się pewien rozdział, dla wielu wspominany pewnie teraz z sentymentem…i rozpoczął nowy, nieznany,
pełen wyzwań, bo przecież nie od razu było tak kolorowo…
~ Ola
10.06.2023r.
Tego dnia zyskałam rodzinę, ale jeszcze o tym nie wiedziałam.
Dołączyłam do azylu ze względu na terapię i była to najlepsza decyzja jaką w życiu podjęłam. Nie wybrałam azylu z miłości do królików, kochałam wszystkie zwierzęta tak samo i nie sądziłam, że zarażę się taką miłością do tych uszaków. Dzięki nim przeżyłam wiele tych dobrych ale i tych złych momentów, zyskałam wiele rzeczy (słodyczy z szuflady-dziękuje darczyńcy), ale i też straciłam(ulubione dresy- Królowa, buty-ś.p. Borowiaczek, kolejne dresy-podczas łapania Mieczyka).
Wizyty u doktora, które są niezapomniane, uwielbiam na nie przyjeżdżać nawet bez konkretnego powodu, historie, które można tam usłyszeć, od doktora czy od wolontariuszy czy od Oli/Magdy, doświadczenie i wiedza tych osób zawsze będzie mi imponować i zawsze będę chciała słuchać co mają do powiedzienia.
Mam w domu trójkę swoich uszaków i je kocham nad życie, choć gdybym mogła chciałabym pomóc jeszcze większej ilości tych małych szkodników. Ciężko jest przejść obojętnie jak któryś się uroczo położy czy nawet po prostu piję wodę, nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie pogłaskać naszych azylantów jak jestem na dyżurze. Czasami jak mam gorszy dzień wystarczy, że popatrzę na te uszy i jest już lepiej.
W tym roku będę wyprawiała pierwszy raz od wielu lat urodziny i nawet się trochę cieszę, bo będą na nich ludzie, którym na mnie zależy. Wiem, że mogę na wielu ludzi z azylu liczyć, bo nie jest to praca, a już pewna społeczność, która będzie siebie wspierać.
Nikt we mnie nie wierzył wcześniej tak jak azyl, nikt mi nigdy tak nie ufał i nikt nie dawał mi takiego poczucia bezpieczeństwa, pomimo wielu błędów, które popełniłam nadal mnie cenią, dziękuje.
~ Michalina
“JA NIGDY… “
Takie właśnie było moje pierwsze stwierdzenie, jak przyszłam po raz pierwszy do Azylu.
Ja nigdy nie miałam królika. Wiem tylko, gdzie królik ma uszy, a gdzie ogon – powiedziałam radośnie.
To już coś – odpowiedziała mi Ola.
I tak się zaczęło. Przyszłam, żeby sprzątać, bo uznałam, że w tej dziedzinie trudno coś zepsuć Przez 5 lat wolontariatu w Azylu przeszłam przez jeszcze wiele “Ja nigdy”. Nigdy nie zmienię opatrunku (a co będzie, jak nie założę go dobrze) i parę innych “nigdy” … I najlepsze: “Ja nigdy nie będę mieć królika” (bo mam psy, bo wiem, że króle potrafią być trudne). Trzy króliki później jednego jestem na 100% pewna – jeśli o uszaki chodzi ja już nigdy nie powiem “nigdy”…
~ Karolina
Pochodzę z miasta oddalonego o prawie 300 km od Toruniu. O Azylu dowiedziałam się poszukując schronisk, w których mogłabym zostać wolontariuszką. Azyl okazał się być na tyle nietypowy, że kiedy już wyprowadziłam się z rodzinnego miasta do Torunia, zgłosiłam się na wolontariat.
Jestem wolontariuszką w Azylu od 3 lat. Pierwszą rozmowę przeprowadziła Ola. Opisała codzienność Azylu bez słodzenia, tylko tak jak jest naprawdę. Poza ciążka pracą i różnymi zapachami, można poczuć się tu jak w rodzinie. A wszystkie wysiłki rekompensuje oczywiście głaskanie Królików.
Dom Królika to miejsce dla Królików, ale człowiek również znajdzie tu dla siebie Azyl.
~ Iza
W tym roku mija 10 lat jak po raz pierwszy weszłam do Azylu mnóstwo wspomnień, niezapomniane historie. Azyl to miejsce do którego chce się wracać, gdzie złapiesz oddech… Mimo że jedziesz w jedną stronę 3 godziny i w drogę powrotną kolejne 3 godziny
I mogę się pochwalić, że mam wpis na blogu https://www.azyldlakrolikow.pl/2014/10/3312/
I pomyśleć, że to juz 10 lat… Był czas, gdzie każdy urlop spędzało się w Azylu, a Toruń strasznie stał się moim drugim domem, jak nie pierwszym
Mnóstwo ludzi przez ten czas się przewinęło, jedni są nadal, inni wpadają na chwilę, ale każdy z nas ma tutaj swoją cegiełkę.
Azyl dla Królików to nie tylko Azyl dla uszatych ale także dla nas wolontariuszy. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie
~ Martyna
Przygodę z Azylem rozpoczęłam jako studentka jesienią 2013 roku.. jak można zgadnąć, zaczęło się od chęci adopcji królika i tak już z pierwszej rozmowy adopcyjnej wróciłam do domu z Chabrem… tak, tak, 11 lat doświadczenia wcześniej proces adopcji wyglądał nieco inaczej 🙂 rok później postanowiłam zostać domem tymczasowym dla kolejnego króla i wtedy przygoda z Azylem rozpoczęła się na dobre. Moim pierwszym adopciakiem była Latte i pierwsze rozstanie (dla mnie, bo dla nowego domu to było rozpoczęcie pięknej przygody, która trwa nadal! <3) pamiętam do dziś, łatwo nie było. Wielogodzinne dyżury, podawanie leków (Bracie Admasie zniosłeś mój błąd bardzo dzielnie…), nocne dyżury u Doc i skalanie przez ogrodzenie schroniska, moja alergia i pobyt w szpitalu (Łasuch… <3) można by wymieniać bardzo długo. Kiedy przenieśliśmy się na Agrestową pojawiły się nowe wyzwania. Oprócz króli coraz częściej pod naszymi dachami gościliśmy psy, koty i wiele innych zwierząt, bo Azyl nigdy nie odmówił wsparcia tym, którzy tego potrzebowali. Wiem, że w żadnym innym miejscu nie mogłabym zgarnąć z ulicy kota wiedząc, że nie zostanę z tym sama. Odchować 9 szczeniaków czy wziąć do domu psa myśliwskiego, którego wcześniej dziewczyny zgarnęły z drogi. W takich sytuacjach nigdy nie kalkulowałyśmy, co będzie jeśli nie uda znaleźć się nowego domu, bo zawsze się udaje, bo dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, czasami po prostu musimy na nie dłużej poczekać. 🙂
Synonimem Azylu jest dla mnie Dom – to Dom przede wszystkim dla królików, ale także dla ludzi. Przez 11 lat, na różnych etapach życia, zawsze było tu dla mnie miejsce. To w Azylu śmiałyśmy się do łez, ale były też łzy smutku, czasami ogromnego. Czasami w Azylu spędzałam w Azylu długie godziny, codziennie… a czasami nie było mnie tu kilka miesięcy. Ale to jest ok. Bo to jest życie.
Do Azylu przyszłam z myślą pomocy zwierzętom, ale wyszłam, a właściwie jestem do dziś ze wspaniałymi ludźmi. Agata, Dorota, Martyna, Ola, Magda i wiele z Was – wolontariuszy… dziękuję, bo moje dorastanie i dorosłe życie nie wyglądałoby tak samo bez Was. I wiem to na pewno i to, że nie ma w życiu nic cenniejszego.
~ Marysia
Do Azylu dołączyłam 2 lata temu. Od tamtego czasu trochę się pozmieniało, bo…
nabrałam kondycji – bieganie za królikami po wybiegu to nie lada wyzwanie,
stałam się dużo bardziej odporna na ból – tzw.„wdzięczność” Florydy za podawanie leków jest bezcenna 🙂
wzmocniłam pamięć – zapamiętanie kilkudziesięciu imion to dobry trening dla mózgu,
zostałam paparazzo- galeria zdjęć zapełniona jest zdjęciami królików z Azylu 🙂
i
już trochę bardziej sentymentalnie:
znalazłam drugą – ( Azylową) rodzinę, gdzie poznałam moją przyjaciółkę,
adoptowałam podopieczną z Azylu
i znalazłam miejsce, gdzie mogę być sobą
~ Agata
Moja przygoda z fundacją rozpoczęła się pięć lat temu, kiedy postanowiłam, że chcę zrobić coś dobrego dla zwierząt. Od zawsze miałam słabość do królików, dlatego kiedy usłyszałam o tej fundacji, od razu wiedziałam, że to miejsce, gdzie chcę pomagać.
Na początku moje obowiązki były dość proste – sprzątanie klatek. Spędzałam wiele godzin na dokładnym czyszczeniu, zapewniając królikom czyste i komfortowe warunki. Każdy dzień przynosił mi radość, widząc jak te małe stworzenia są szczęśliwe.
Z czasem moje zaangażowanie w fundację zaczęło się pogłębiać. Zauważyłam, że jest ogromne zapotrzebowanie na opiekunów dla niepełnosprawnych królików. Postanowiłam, że chcę dodatkowo pomagać tym najbardziej potrzebującym. Opieka nad nimi jest wyzwaniem, ale daje mi ogromną satysfakcję. Tak też zaczęła się moja przygoda z fizjoterapią zwierząt.
Niebawem zaczęłam też pełnić rolę matki zastępczej dla osesków. Te maleńkie, bezbronne stworzenia wymagały intensywnej opieki i karmienia niemal co 4 godziny. Nocne czuwania i ciągłe monitorowanie ich stanu zdrowia stały się częścią mojego życia. Każde uratowane życie było dla mnie cenną nagrodą.
Jednym z najbardziej ekscytujących i wymagających aspektów mojej pracy w fundacji są interwencje. Uczestniczę w akcjach ratunkowych, podczas których zabieramy króliki z trudnych warunków – zaniedbane, porzucone, a czasem nawet maltretowane. Te chwile są trudne, ale świadomość, że możemy zapewnić tym zwierzętom lepsze życie, dodaje mi sił.
Minęło pięć lat odkąd dołączyłam do fundacji Azyl dla Królików w Toruniu, a moje życie zmieniło się nie do poznania. Zaczęłam od sprzątania klatek, a skończyłam jako hospicjum dla niepełnosprawnych królików, matka zastępcza dla osesków i aktywna uczestniczka interwencji (oraz innych dziwnych akcji). Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, ale również wiele radości i satysfakcji z pomocy, jaką mogę nieść tym wspaniałym stworzeniom.
~ Ewelina
Moja historia zaczyna się od Brzozy – zapewne w Nowościach o tym było, i może innych lokalnych pismach 😉 że odebrano króliki i są w fundacji koło schroniska. Czasem chodziłam do schroniska w poszukiwaniu psa, ale jakoś nigdy nie zauważyłam tam królików I w końcu napisałam maila o adopcje królika – po umówieniu się z Magdą i rozmową stwierdziłam, że adopcja zwierzęcia którego obsługi nie znam (to naprawdę nie pies i kot ) zacznę od wolontariatu i zapoznaniu się z tymi uszami. Najgorsze były początki łapania. Bałam się, że coś im zrobię (za mocno złapię, wypadnie mi itp.) długo to trwało (napewno ponad rok) zanim się przyzwyczaiłam że można „mocno” złapać, żeby właśnie nie wypadły. Albo jak któraś króliczyca się zachłysnęła (?) jakimś czymś z ziół. I Magda z nią leciała do gabinetu w schronisku. Ja bym nawet nie zauważyła. Albo nie wiedziała co zrobić. A tak, króliczyca była uratowana i więcej tej mieszanki ziół w azylu się nie podawało. Sprzątanie klatek było spoko, ale moje tempo nie wyrobiło się za bardzo przez te lata. Nadal długo mi to idzie. Mycie podłogi na kolanach w azylu przy schronisku szło super. Ale to pierwsze miejsce gdzie nauczyłam się tak myć podłogę. I nadal tak preferuje ale obecny azyl to ilość podłogi zatrważająca
Podziwiam Was (Olę i Magdę) za naginanie czasoprzestrzeni. Nie wiem jak. Nie wiem jak można tyle zrobić w ciągu tak krótkiego czasu i mnóstwa obowiązków. Nie wiem. I podziwiam.
~ Agata
Nie będę się rozpisywać ze swoją życiową historią, ale do Torunia przeprowadziłam się na wiosnę 2022 roku z myślą o kolejnej przeprowadzce po kilku miesiącach.
Przychodząc po raz pierwszy do azylu nie sądziłam, że będzie to jeden z nielicznych, stałych elementów mojej codzienności.
Zakochałam się we wszystkich królikach (tych miłych i tych wrednych ;)), płakałam kiedy odchodziły i rozczulałam się za każdym razem, kiedy podchodziły do mnie na głaskanko.
Dzięki azylowi, mój królik poznał swoją żonkę Dalię, ja nauczylam sie wielu istotnych informacji o królikach, wolontariat był jednym z powodów, dla których zostałam w Toruniu na stałe. Poznałam mnóstwo życzliwych i empatycznych ludzi, jak i ponurą rzeczywistość zaniedbywania zwierząt przez człowieka.
Azyl również dba o moje zdrowie fizyczne: w okresie wiosenno-jesiennym jestem poddawana regularnym testom sprawnościowym przy zbieraniu królików z wybiegu.
Mijają dwa lata odkąd czuję, że dokładam mała cegiełkę w pomocy królikom, nawet jeśli jest to tylko czysta podłoga popołudniami 😉
Pozdrawiam cieplutko,
Azylowa woźna ;))
~ Diana
Mam na imię Weronika i mam 22 lata, jestem studentką biotechnologii. Azyl poznałam bezpośrednio przez króliki adopcyjne znajomego i od razu się w nich zakochałam. Wolontariat w Azylu pozwala mi odpocząć od codzienności i sprawia, że czuję się potrzebna. Najbardziej satysfakcjonujący jest dla mnie widok azylantów, którzy dostali nowe, szczęśliwe życie.
~ Weronika
– Skoro można zaadoptować psa czy kota, to może królika też?
<Pomyślałam i wpisałam w google frazę ,,adopcje królików”. Ku mojemu zdziwieniu już na pierwszym miejscu wyskoczyło mi hasło ,,Zakochaj się w uszach po uszy”
Napisałam więc do fundacji Azyl dla Królików, umówiłam się na wizytę przedadopcyjną no i…. się zakochałam! A nawet zostałam na dłużej 😉
Dzisiaj tj. 7 lat później znajomi pytają mnie:
– Ale to tak za darmo?
– Ale to chce ci się tak?
Chce! Bo Azyl to już część mojego życia 🙂
~ Angelika
Tym, którzy nie wykonali zadania domowego, oficjalnie wybaczamy, ale oczywiście wciąż możecie dorzucić coś od siebie! Za zdjęcia tradycyjnie przepraszam, ale nie mogłam się zdecydować…(skarg nie przyjmuję!).
***
Dobra…a na koniec najlepsze! Koniec tych sentymentów.
KTO PAMIĘTA WYCIĄGANIE KRÓLOWEJ SPOD WANNY NA PRZYBYSZEWSKIEGO 3? Szczególnie śmiesznie było, kiedy ludzie z całego kraju przyjechali ją zobaczyć podczas Dnia Otwartego…, a ona pod wanną.
cdn.
5 komentarzy
A propos zdjęć, szczególnie zdjęć królików – są świetne, co powtarzam nie od dziś ♥
Pamiętam też przygotowywaną bramę pod wannę na Agrestowej…
Jestem jedną z tych osób dla których Azyl jest stałym elementem życia, mimo że fizycznie byłam tylko raz. Ale staram się pomagać jak jestem w stanie: przekazywaniem informacji, finansowo, propagowaniem wiedzy… I kibicowaniem Wam i Waszym podopiecznym.
Będzie jak najdłużej tym, czym jesteście – cudownym miejscem we wrzechświecie.
Ja nie napisałam bo zapomniałam a to dlatego, że moja przygoda z króliki zaczęła się taaak dawno, że tylko dwie osoby to pamiętają – Ola, Magda ♥️♥️♥️
I pierwszy wpis w księdze gości!
Nie jestem wolontariuszką, raczej wspieram Azyl w miarę możliwości. Dzięki mojej córce poznałam to miejsce i związanych z nim fantastycznych, cudownych ludzi, którzy wiedzą, co robią i robią to dobrze.
Dom Królika jest wspaniałym miejscem – kiedy się patrzy na jego mieszkańców, od razu wiadomo, że dla nich to naprawdę dom.
Gratuluję pięciolecia i życzę wam wielu chętnych wolontariuszy i wspierających. Życzę wam tego, żeby ludzie byli coraz bardziej świadomi i żeby wasza praca była coraz mniej potrzebna, bo że będzie potrzebna jeszcze długo, nie mam niestety wątpliwości. Mam nadzieję, że uda mi się po raz kolejny przyjechać na Dzień Otwarty i zobaczyć się z całą ekipą♥️