Za nami bardzo ciężki czas. Nie było nawet okazji, żeby o wszystkim napisać, a staramy się zawsze pisać o wszystkim, a przede wszystkim szczegółowo, nie ograniczając się do „stało się”.
W ostatnich dniach odeszło od nas kilkoro podopiecznych Azylu, w przypadku których z jednej strony mogliśmy liczyć się z tym, że „to” się wydarzy, z drugiej walcząc o ich życie i zdrowie na co dzień, nie braliśmy pod uwagę, że to już.
Luciano w zeszły poniedziałek rano czuł się gorzej. Nie chciał jeść, miał obniżoną temperaturę. Nie czekając na wieczorną wizytę, już przed południem zabraliśmy Luciano do Doktora, wykonaliśmy u niego też na szybko kontrolne badanie krwi.
Wyniki badania krwi były „standardowe” – podwyższone wskaźniki wątrobowe + dodatkowo mocznik, chociaż nieznacznie – w każdym razie nie odbiegały szczególnie od dotychczasowych wyników krwi, które Luciano, jak każdy azylowy rezydent miał wykonywane regularnie. Podczas wizyty Luciano miał już dobrą temperaturę ciała. Był stabilny oddechowo. Układ pokarmowy pracował prawidłowo. Ustaliśmy wprowadzenie nefrocrillu na nerki oraz zastosowanie kolejnej serii ornipuralu, a także kontynuowanie dotychczasowego leczenia.
Podczas wieczornej wizyty Luciano czuł się lepiej. W nocy również jego stan był stabilny. W ciągu dnia jadł chętnie ze strzykawki, trzymał temperaturę…tak było do popołudnia, kiedy Luciano zaczął słabnąć, a temperatura spadła mu do niecałych 35 stopni. Walczyliśmy dalej. Luciano był dogrzewany i leżał pod tlenem, po czym odszedł.
Sekcja zwłok poza tym, czego mogliśmy się spodziewać – delikatne zmiany zwyrodnieniowe nerek i wątroby, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu wykazała, że u Luciano doszło do przepukliny przeponowej, której w zasadzie nie mogliśmy zdiagnozować. Nigdzie nie znaleźliśmy też ropy, mimo, że Luciano był królikiem stomatologicznym i z tego powodu regularnie toczyliśmy walki o jego zdrowie.
Wiosną minęły 2 lata, od kiedy Luciano był z nami. Znaleziono go w kartonie w rowie, a z uwagi na jego stan, miał zostać uśpiony…Dosłownie w ostatniej chwili udało nam się go zabrać i stworzyć mu dom, w którym mamy nadzieję, że nigdy niczego mu nie brakowało.
W środę, kiedy zbieraliśmy się do pionu po wydarzeniach ostatnich dni, odszedł od nas Kastor.
O zdrowie Kastora martwiliśmy się od dawna, tym bardziej, że od około 2-3 miesięcy Kastor nie trzymał prawidłowej wagi i wymagał ciągłego dokarmiania. W zeszły piątek Kastor pojechał na kolejne kontrolne badanie krwi, w którym tym razem (ostatnie miał zaledwie miesiąc wcześniej, ponieważ cały czas monitorowaliśmy go bardzo uważnie pod kątem nerek i niedokrwistości), uwagę zwróciły podwyższone wskaźniki nerkowe.
Z uwagi na wyraźnie podwyższony mocznik, zdecydowaliśmy o wdrożeniu do leczenia Kastora wlewów dożylnych, mając świadomość tego, że za chwilę mocznik może tak podskoczyć, że będziemy w sytuacji podbramkowej.
W poniedziałek Kastor przez 3 godziny otrzymywał kroplówkę, którą zniósł bardzo dobrze. We wtorek mieliśmy przerwę, a w środę wróciliśmy do wlewów.
Wszystko trwało kilka sekund. Zdążyliśmy podłączyć Kastora pod kroplówkę, spadła 1 czy 2 krople i wtedy Kastora wpadł we wstrząs. Reanimacja, tlen i po wszystkim.
Sekcja zwłok wykazała niedokrwienie płuc – były białe i przede wszystkim ropny stan zapalny nerek. Mimo, że przed nami było i tak zapewne tylko kilka tygodni, to było za szybko, a moment był dla nas wyjątkowo trudny…
Myśląc o Kastorze, zawsze będziemy wspominać interwencję w Wojtyszkach, która w pewnym sensie udała się dzięki niemu, ponieważ to właśnie Kastor zwrócił na siebie uwagę wszystkich wokół.
W listopadzie minęłyby dwa lata Kastora w Azylu.
Ti-Ti…nasza iskierka, dosłownie. Była w niej taka siła, taka energia i radość życia. Ti-Ti była fatalną pacjentką. Na każdy temat miała coś do powiedzenia, wkurzały ją wszelkie zabiegi higieniczne, nienawidziła nefrocrillu, o zastrzykach nie wspominając, kochała za to jeść i przytulać się do wszystkich członków swojej rodziny.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Osłabiony apetyt natychmiast rzucił się w oczy. Wyniki krwi pokazały, że mocznik powędrował nam kilkukrotnie w górę, mimo, że wyniki krwi sprzed miesiąca były dobre i w żadnych poprzednich wynikach nie działo się nic niepokojącego. W środę niemal 2 tygodnie temu – kilkanaście godzin po tym, gdy u Ti-Ti pojawił się osłabiony apetyt i zapalenie jelit, Ti-Ti zaczęła gorzej oddychać, ale nie mieliśmy wyjścia – po ustabilizowaniu jej na furosemidum, podłączyliśmy Ti-Ti pod kroplówkę. Noc minęła nam bardzo spokojnie. Zero problemów z oddychaniem, nerki pracowały. Jedyne co nas martwiło, to brak jakiekolwiek poprawy, ale przy takim moczniku czasami potrzeba kilku rzutów kroplówek, aby jego poziom spadł. Planowaliśmy już kolejny wieczór, a w zasadzie noc…
Niestety około południa, mimo, że Ti-Ti przebywała w inkubatorze pod tlenem, jej stan Ti-Ti pogorszył się. Zaczęła słabnąć, pojawiły się też problemy z oddychaniem. Mała odeszła.
Bezpośrednią przyczyną jej śmierci były skrzepy w tętnicy sercowej. Poza tym nerki były oczywiście niewydolne.
W ostatnim czasie straciliśmy też naszych kochanych chłopaków Larysa i Paszczaka.
Przyczyną śmierci Larysa była infekcja ropy do mózgu. Larys po ekstrakcji oka odbił się od dna. Zaczął trzymać temperaturę. Jadł ładnie ze strzykawki…Mieliśmy nadzieję, tym bardziej, że oczodół goił się bez najmniejszych zarzutów. Tak było niemal 2 tygodnie po zabiegu, po czym Larys zaczął słabnąć. Wyglądało to tak, jakby wyłączały się kolejne ośrodki mózgu – dosłownie zasypiał.
W przypadku Paszczaka do śmierci doszło podczas zabiegu, o którym bodajże wspominałam…Paszczka przy każdym zabiegu stomatologicznym był reanimowany. Tym razem się nie udało. Paszczak zatrzymał się podczas zabiegu. Znowu był reanimowany. Znowu się udało…Tylko tym razem po kilkudziesięciu minutach się zatrzymał. Wbrew naszym obawom nigdzie nie było ropy, był wyłącznie obrzęk płuc, do którego na pewno doszło już podczas zabiegu i którego nie udało nam się powstrzymać, mimo podania już po pierwszej reanimacji furosemidum.
Żegnajcie.
***
Nie wiadomo od czego zacząć informacje o stanie zdrowia naszych podopiecznych, które nagromadziły się przez ostatnie 2 tygodnie.
W każdym tygodniu spędzamy w gabinecie weterynaryjnym łącznie nawet kilkadziesiąt godzin. Dwa razy w tygodniu zaczynamy wizyty ok 18:30 – 19 i wychodzimy zazwyczaj bliżej północy, co nie oznacza dla nas oczywiście końca dnia…Dodatkowo dwa razy w tygodniu mamy wizyty w ciągu dnia, które zazwyczaj poświęcamy na badania krwi i badania kału. Do tego dochodzą zazwyczaj raz w tygodniu wizyty przeznaczone na wykonywanie badań RTG, nie wspominając o tym, że bywa tak, że tego samego dnia, kiedy mamy wizyty wieczorne pojawiamy się w gabinecie już z rana, ponieważ do wieczora nie możemy czekać. Tak też jest zresztą dzisiaj, o czym poniżej.
Winnie czuje się minimalnie lepiej. Ma apetyt, tzn. chce jeść ze strzykawki, ale żeby mógł zjeść, trzeba go lekko unieść i złapać tak, aby nie dotykać lewej strony żuchwy/szczęki (ma bardzo tkliwą całą lewą stronę). Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę przykurcz mięśni szyi i lekkie wykręcenie, ale dajemy radę.
Dzięki lekom jelita Winniego ruszyły. To ważne, bo przy takim stanie wątroby, układ pokarmowy jest całkowicie rozregulowany.
Z ogromnym prawdopodobieństwem wieczorem małego czeka zabieg – w jakiej skali, tego jeszcze nie wiemy. Wszystko zależy od wyniku obrazu RTG i naszych możliwości co do znieczulenia Winnego.
Verano ma już dzisiaj za sobą pierwszą wizytę. Ma ropień zagałkowy. Dostał zagałkowo gentamycynę, a wieczorem czeka go zabieg usuwania górnych zębów policzkowych po prawej stronie. Wstępnie podejmiemy próbę uratowania oka, ale zobaczymy co będzie działo się do wieczora, ponieważ sytuacja może zmienić się w ciągu zaledwie kilku godzin.
Ponad tydzień temu pisaliśmy na blogu o Verano:
„… kolejnych dniach stan Verano się ustabilizował – temperatura utrzymywała się na poziomie ok 40 st., Verano odzyskał apetyt i dobre samopoczucie. W ostatni wtorek po lewej stronie żuchwy można było wyczuć u Verano delikatne zgrubienie tkanek, wyczuwalne pod palcami. Dzisiaj nie mamy do czynienia już ze zgrubieniem, a ropniem. Wszystko zgodnie „z planem”.”
RTG potwierdziło nasze przypuszczenia. Mimo, że korony zębów policzkowych u Verano zawsze wyglądały bez zarzutu, okazało się, że korzenie zębów policzkowych zaczęły przerastać. W związku z tym w poniedziałek tydzień tmeu Verano przeszedł zabieg ekstrakcji dolnych zębów policzkowych po prawej stronie. Ropy było niewiele – zmiana wyczuwalna palpacyjnie był to przede wszystkim obrzęk tkanek. Verano zabieg przeszedł bez najmniejszego problemu, a w przypadku królika kardiologicznego obawy co do samej narkozy są zawsze większe. Po zabiegu też wszystko układało się idealnie aż do dzisiaj rano, kiedy u Verano pojawił się wytrzeszcz oka po prawej stronie.
Alicent to kolejna pacjentka zabiegowa na dzisiejszy wieczór.
Tydzień temu ze spokojem planowaliśmy zabieg usunięcia u Alicent pozostałych zębów (góra i dół po lewej stronie + 1 górny ząb policzkowy po prawej stronie). W j. ustnej było czysto – zero ziarniny, śliny lub ropy, nie było też problemu z kanalikami łzowymi. Uznaliśmy, że najpierw zaszczepimy Alicent przeciwko pasterelozie, ponieważ kiedy zrobimy zabieg, jak to zwykle bywa, przez dłuższy czas nie będzie mowy o szczepieniu.
Niestety już w piątek wieczorem Alicent zaczęła gorączkować i pojawił się problem z jedzeniem. Mimo, że po lekach poczuła się lepiej i ma ogromny apetyt, w tej chwili je już wyłącznie ze strzykawki i od wczoraj bardzo mocno się ślini.
***
Zoltan nigdy nie był łatwym pacjentem, ale ostatnio jest wyjątkowo trudno. W ostatnich dniach walczyliśmy z kolejnym rzutem gorączki i chociaż oddechowo – krążeniowo Zoltan jest stabilny, nic dobrego nie możemy poza tym napisać. Zoltan przemieszcza się po całym pokoju, ale ciągnie tylne łapy, nie możemy wprowadzić do jego leczenia sterydów, które tak naprawdę było w tym przypadku jedyną nadzieją. Zoltan nie chce też jeść. Je wyłącznie suszone warzywa i owoce, podjada zioła, a karmienie ze strzykawki – biorąc pod uwagę jego wielkość 100 ml jednorazowo to konieczność, traktuje jak zamach na jego życie – zawsze uważał zresztą, że podawanie mu doustnych leków nie powinno mieć miejsca. Jest kontaktowy, dużo czasu spędza w szczególności z Bałamutkiem, potrafi spać maksymalnie wyluzowany, ale nie sposób odsunąć od siebie myśl, że to wszystko idzie w złym kierunku.
Wyniki krwi nie wypadły szczególnie źle. Zoltan ma podwyższony mocznik, ale bez dramatu, poza tym bez większych zmian. Zobaczymy jak dzisiaj Doktor oceni RTG jego klatki piersiowej.
Zadra w zeszłym tygodniu przeszła kolejny zabieg oczyszczania kości. Czuje się rewelacyjnie – zjada średnio 3-4 porcje papki dziennie, roznosi ją też energia. Dzisiaj rana pozabiegowa wygląda już o niebo lepiej, a jeszcze tydzień temu walczyliśmy z naprawdę bardzo dużą ilością ropy. W tej chwili ilość ropy jest minimalna, ale Zadra ma przetokę przez kość do j. ustnej na tyle dużą, że bez problemu można przełożyć przez nią łyżeczkę volkmanna, którą 2-3 razy dziennie oczyszczamy ranę.
Walka z ropą u Zadry to jest w pewnym sensie walka z wiatrakami, ponieważ już we wrześniu, kiedy Zadra do nas trafiła, jej kość była bardzo mocno zniszczona przez ropę (zdjęcia z zabiegu -> https://www.azyldlakrolikow.pl/2022/09/17842/). Po wrześniowym zabiegu i usunięciu zębów, problem powrócił w styczniu i po raz kolejny niedawno – w maju. Nie jest i nie będzie łatwo. Lewa strona żuchwy u Zadry na RTG wygląda beznadziejnie – kość jest zniszczona, objęta cały czas stanem zapalnym, ale nie poddajemy się, a Zadra jest naprawdę dzielną pacjentką. Mamy nadzieje, że mimo wszystko niedługo będzie mogła wrócić do rodziny, bo nieco ją roznosi…a jeszcze nie korzystała z nowej kanapy!
Vivien ma fatalne wyniki krwi – w stosunku do ostatnich wyników krwi wyraźnie podskoczył jej poziom kreatyniny i mocznika. Niemal co 1-2 tygodnie wykonujemy u Vivien kontrolne USG, na którym widać, że wygląd nerki pogarsza się. Jak już wspominałam, leki nie są w stanie w tym przypadku ograniczyć powstawania kamieni, których obecność u Vivien ma ewidentnie podłoże genetyczne.
W tej chwili Vivien czuje się dobrze, dlatego podjęliśmy decyzję o tym, aby wstrzymać się z wlewami dożylnymi. W przypadku Vivien wlewy dożylne, jeśli pomogą, to wyłącznie na chwilę. Nie mamy do czynienia z typową niewydolnością nerek. Vivien ma jedną, niewydolną nerkę z kamieniami i nie szans, aby ją wyleczyć. Wlewy dożylne u królika zawsze stosujemy z ogromną ostrożnością, ponieważ bardzo łatwo może dojść do przeciążenia i wstrząsu, tym bardziej, że niewydolność nerek sprzyja niewydolności oddechowo – krążeniowej. W przypadku Vivien chcemy po prostu dać jej jak najwięcej dobrych dni, stosując standardowe leczenie – dodatkowe nawadnianie, wyjątkowo niedożylne i leki na nerki, w tym chitofos co 8 a nie 12 h.
Pączek tydzień temu przeszedł kolejny zabieg oczyszczania rany pozabiegowej. Okazało się, że wyczuwalne u Pączka zgrubienie to nie tylko zgrubienie tkanek. Nie mieliśmy do czynienia z klasyczną ropą, która się leje, ale z licznymi, niewielkimi kawernami ropnymi, które z czasem dałyby o sobie znać.
Chłopak czuje się dobrze. Ma bardzo ładny apetyt i cały czas przybiera na wadze.
Jesteśmy już u Doktora i walczymy dalej.
Brak komentarzy