Na fb staramy się regularnie przemycać informacje o stanie zdrowia naszych podopiecznych, ale tylko na blogu możemy Wam to w pełni opisać, a ostatnie 2 tygodnie były bardzo intensywne, do tego stopnia, że ostatnią niedzielę wieczorem również spędziliśmy w gabinecie Doktora, ponieważ Zoltan, Pączek, Faworka i Eroda potrzebowali pilnej wizyty.
U Zoltana w sobotę w nocy pojawił się niedowład tylnych łap. Zoltan od dawna porusza się w specyficzny sposób (stopochód) z uwagi na zaawansowaną dyskospondylozę ale kilka godzin wcześniej wędrował jeszcze po domu, a w nocy zaczął ciągnąć tylnej łapy za sobą.
Po natychmiastowym podaniu nivalinu i wit. B1 oraz B12 Zoltan w niedzielę poruszał się już trochę lepiej, ale bardzo martwiła nas hiperrefleksja w jego skokach, która mogła zwiastować albo poprawę albo całkowity niedowład. W związku z tym do leczenia Zoltana wprowadzony został jeszcze dodatkowo lek sterydowy, który powinien być stosowany u królików w sytuacjach wyjątkowych, a w takim przypadku ma faktycznie zastosowanie.
Po 2 dniach dniach od wdrożenia leczenia Zoltan wrócił do formy i póki co sytuacja jest stabilna, ale wiemy, że niestety problemy Zoltana mogą wrócić.
Pączek nie mógł odpuścić…Mimo płukania rany po amputacji łapy, w okolicy kikuta zaczął rozwijać się stan ropny. Początkowo ropy było niewiele, ale w nocy z soboty na niedzielę dało się wyczuć dość głęboko zgrubienie, które wskazywało na to, że ropa wędruje dalej. Gdybyśmy szybko nie dostali się do źródła, za 2-3 dni ropa mogłaby przerzucić się na dalsze części ciała u Pączka, a jak wiemy ropa potrafi objąć tkankę podskórną/mięśniową wokół całego ciała…
Na szczęście wydaje się, że udało nam się opanować sytuację. Pączek jest co prawda bardzo niezadowolony, ale musi znosić oczyszczanie rany. W nagrodę robi dziury w odzieży, z całych sił kopie swoją nadwyraz sprawną lewą łapą i na każdym kroku daje do zrozumienia, co o tym wszystkim myśli.
Faworka jeszcze w sobotę czuła się bardzo dobrze, ale kiedy w niedzielę rano dziewczyny wypuszczały ją na wybieg, zauważyły u Faworki bardzo silny obrzęk prawej łapy schodzący w kierunku podbrzusza. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby wokół łapy zbudował się potężny ropień, a w podbrzuszu utworzył się obrzęk ciastowaty, taki z jakim ostatnio mieliśmy do czynienia u Nastii przy niewydolności serca. Faworka gorączkowała – przed wprowadzeniem leków miała 40,5 st., nie chciała też jeść.
Okazało się, że nie mamy do czynienia z ropniem, ale bardzo silnym stanem zapalnym tkanek, który w przypadku braku reakcji na 100 % doprowadziłby do rozwoju klasycznego ropnia.
Sama antybiotykoterapia byłaby niewystarczająca, dlatego Doktor rozciął zmianę na wysokości tylnej łapy, tak aby powietrze miało dostęp do rany i abyśmy mogli ją oczyszczać.
Już kilka godzin po wizycie u Doktora stan Faworki poprawił się. Temperatura unormowała się, a mała zaczęła jeść.
Obecnie sytuacja jest stabilna, chociaż oczywiście cały czas kontynuujemy leczenie. Co najmniej dwa razy dziennie oczyszczamy/przepłukujemy przetokę metronidazolem, usuwając nieprawidłowe tkanki. Obrzęk podbrzusza niemal zniknął, obrzęk łapy utrzymuje się, ale jest nieporównanie mniejszy. Ropy brak.
Nie wiemy jaka jest dokładnie przyczyna problemów Faworki, ale najbardziej prawdopodobna wersja jest taka, że Faworka miała jakąś ranę, która zamknęła się, a bakterie zaczęły szaleć i zajęły tkanki. Kiedy Faworka miała usuwane kołtuny, okazało się, że ma stare rany w pobliżu tylnych łap, być może miała też przy przedniej łapie.
Eroda 2 tygodnie temu przeszła zabieg ekstrakcji pozostałych zębów policzkowych, tym razem po lewej stronie. Po zabiegu dość powoli dochodziła do siebie, ale problem pojawił się w zeszłym tygodniu. Po pierwsze zaczęło jej łzawić prawe oko, a do tego doszła ropna wydzielina po prawej stronie j. nosowej. Po drugie i najistotniejsze w piątek wieczorem u Erody pojawił się wytrzeszcz lewego oka.
Wykonane w sobotę rano USG nie pozostawiło złudzeń – mieliśmy do czynienia z klasycznym ropniem zagałkowym. Podczas punkcji Doktorowi udało się usunąć dość dużą ilość ropnej wydzieliny. Po kilku godzinach oko wyglądało lepiej – ciśnienie zmniejszyło, a Erody mimo wszystko nie opuszczał apetyt, już w niedzielę sytuacja zaczęła się jednak pogarszać. Eroda nie miała apetytu, a temperatura jej ciała spadła do niewiele powyżej 36 st. Dodatkowo na drybedzie w kilku miejscach pojawiła się krew – krew o nietypowej jak na uraz czy wypływ np. z pęcherza albo dróg rodnych konsystencji, bardzo gęsta, wręcz galaretowa, a jej źródła nie można było na pierwszy rzut ustalić.
Okazało się, że u Erody doszło do pęknięcia żyły wokół oka – najprawdopodobniej zniszczyła ją ropa. Dopiero odsłonięciu dolnej powieki było widać zakrzepniętą krew.
Zimne okłady i cyklonamina pomogły. Krwawienie udało się zatrzymać, ale w niedzielę Eroda nie mogła dostawać do oka żadnych kropli, „wystarczyć” musiała nam podana zagałkowo gentamycyna.
W tygodniu sytuacja z lewym okiem nie ulegała ani poprawie, ani pogorszeniu. Aby ratować oko Doktor wykonał u Erody cięcie pod gałką oczną, po to, aby ropa miała ujście. Póki co sytuacja wciąż pozostaje bez zmian, chociaż musimy liczyć się z koniecznością ekstrakcji oka.
Niestety to nie koniec naszych przygód. W środę wieczorem Eroda przeszła zabieg udrożniania prawego kanalika łzowego. Ropy było dużo, ale kanalik udało się przepchać.
W czwartek rano na wysokości między prawym okiem a j. nosową pojawiło się mała wypukłość – wyglądało to tak, jakby pod skórę dostało się trochę powietrza, a było to widoczne, ponieważ w środę Eroda została przystrzyżona na pyszczku. Oczywiście okazało się, że to ropa. W znieczuleniu miejscowym Doktor wykonał małe cięcie/przetokę, którą kilka razy dziennie oczyszczamy/płuczemy. Jest ciężko, chociaż Eroda je papkę i staramy się znowu odbić z wagą.
To tylko garść informacji z frontu z ostatnich dni, reszta pojawi się w kolejnym wpisie na blogu…Dobranoc!
Brak komentarzy