Od operacji Zadymki minęły 3 dni. We wtorek obawialiśmy się, że jeszcze w tym tygodniu czeka ją kolejny zabieg, ale wczoraj podjęliśmy decyzję o tym, żeby poczekać do poniedziałku.
Z jednej strony stan lewej nerki Zadymki w ciągu doby nie pogorszył się, a nerki zaczęły pracować na tyle, że pojawił się mocz. Z drugiej jeszcze wczoraj Zadymka nie trzymała temperatury. Z tym nadal bywa różnie, ale wczoraj mimo ogrzewania, Zadymka miała cały czas około 36,6 st., a dzisiaj już bliżej 38 st., czyli normy.
Wykonane USG potwierdziło, że z ogromnym prawdopodobieństwem lewej nerki nie uda się uratować. Badanie USG wskazuje na obecność licznych torbieli (nie wiemy czy nie są wypełnione ropą), ewentualnie zmian nowotworowych w obrębie tej nerki. Nerka jest widocznie większa od prawej i nawet palpacyjnie dużo gorsza niż prawa.
W poniedziałek Zadymkę czeka kolejne badanie USG i decyzja, co dalej.
Sytuacja w tej chwili wygląda tak. Intensywne leczenie – antybiotyk, leki przeciwbólowe i na pobudzenie perystaltyki jelit co 8-12 godzin, chitofos i nefrocrill co 12h, fitolizyna i uro-pet co 12h, ornipural co 2 dni oraz intensywne dokarmianie.
Zadymka na pewno ma lepsze samopoczucie. Jest dość ożywiona. Nie zwraca uwagi na cewnik, który do poniedziałku musimy utrzymać. Podjada siano. Jelita pracują.
Najważniejsze jest to, że Zadymce niczego już nie brakuje. Bez względu na to, co się stanie w najbliższych dniach, liczy się to, co jest tu i teraz.
Kiedy wczoraj odeszła Landrynka, pomyślałam o tym, w jaki sposób do nas trafiła. Znaleziono ją wraz ze Skittlesem kartonie przy śmietniku. Była z nami od grudnia 2019 r.
Przez ten czas Landrynka była niemal cały czas leczona, ale dawaliśmy radę. Po śmierci Skittlesa Landrynka zaprzyjaźniła się z Pikardem – byli razem niemal do końca. Kochała rodi – papkę i najchętniej wciągała ją przez strzykawkę, Wieczorami podczas jedzenia często dzieliła kanapę z Frankiem, którego zresztą potrafiła czasami ustawić do pionu. Zdążyła nacieszyć się wybiegiem i słońcem. Była kochaną dziewczyną. Jak to powiedzielibyśmy o niej w Azylu – dobrą dziewczyną.
Wczoraj rano stan Landrynki znowu się pogorszył. W ciągu dnia było coraz gorzej. Wieczorem byliśmy już na takim etapie, jak 1,5 tygodnia temu, kiedy w mojej ocenie wydarzył się cud. U Landrynki pojawiło się znowu zniknąć bardzo mocne wzdęcie żołądka i jelit. Tym razem nic nie przyniosło efektu.
Przyczyną śmierci Landrynki była niewydolność wątroby, której stanu nie odzwierciedlały ani wyniki krwi ani badanie USG. Wątroba była gumowa – twarda. Mimo, że jeszcze w grudniu Landrynka przeszła profilaktyczną terapię ornipuralem, niewydolność wątroby, na którą wpływ miało pewnie wiele czynników – przeszłość Landrynki, jej wiek, intensywne leczenie, którego z uwagi na swoje problemy stomatologiczne doświadczała, nasiliła się na tyle, że układ pokarmowy Landrynki przestał pracować. Od kilku tygodni żyliśmy na równi pochyłej. Organizm Landrynki szalał. Osłabienie, gorączka, pojawiające się objawy niewydolności oddechowo-krążeniowej. Z każdego kryzysu wychodziliśmy i Landrynka wciąż dawała nadzieję, ale tym razem się nie udało.
Dobrze, że byłaś z nami.
***
Jutro nadrobimy na blogu zaległości z tego tygodnia…Trochę ich jest.
Brak komentarzy