Fotograficznie, Z życia Azylu

Niedziela (4.10.2020 r.)

4 października 2020

Powrót Kordelii i Umbriela wywołał wiele emocji nie tylko na naszym profilu na fb u osób, które znają historię tego niezwykłego duetu. Nas dotknęło to w sposób szczególny.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że wracają, w Azylu nie było wolnej jednej klatki, o miejscu na postawienie kolejnej nie wspominając. Niestety to nie miało znaczenia. Bez znaczenia było również to, że mamy pod swoją opieką wiele ciężko chorych królików, wymagających szczególnej opieki.

W tym miejscu musimy podkreślić jedno. Kordelia i Umbriel mieli wspaniałą opiekę. Niczego im nie brakowało.

Kordelia w lipcu tego roku przeszła zabieg usunięcia nerki. Poza tym w ostatnim czasie zdarzały się u niej problemy z układem pokarmowym. Byliśmy o wszystkim informowani i nie mieliśmy jakichkolwiek zastrzeżeń, dotyczących opieki nad Kordelią i Umbrielem.

Niestety opiekunka Kordelii i Umbriela uznała, że z uwagi na problemy zdrowotne Kordelii, będzie najlepiej, jeśli króliki wrócą do Azylu.

Strach o Kordelię – o to, że być może następnym razem nie uda się jej pomóc, że być może będzie umierać na rękach swojej opiekunki, okazał się silniejszy. Kordelia i Umbriel stracili dom, o jakim długo dla nich marzyliśmy i na jaki takie króliki zawsze czekają zbyt długo.

Być może wielu z Was powie, że ta decyzja opiekunki Kordelii i Umbriela zasługuje na zrozumienie, ponieważ u jej podstaw leżało dobro królików i że nie powinniśmy tego komentować, bo jest jej na pewno ciężko, ale to nie jest takie proste.

Stało się. Tego już nie zmienimy. Po raz kolejny zderzyliśmy się ze ścianą. Ludzie po raz kolejni pokazali nam, że nie możemy być niczego pewni, ale nie to jest najważniejsze i nie dlatego opisujemy tę sytuację.

Nikt z nas nie kwestionuje tego, że decyzja o oddaniu Kordelii i Umbriela była dla ich opiekunki bardzo trudna. My pytamy jednak, gdzie w tym wszystkim są Kordelia i Umbriel – króliki, które straciły dom i po raz kolejny poczucie bezpieczeństwa, a także my – ludzie tworzący Azyl.

To nieprawda, że nam jest łatwiej zająć się Kordelią i Umbrielem, bo jesteśmy fundacją. Fundację tworzą ludzie. To nie fundacja sprawuje 24h opiekę nad ciężko chorymi królikami, to nie fundacja każdego dnia przeżywa stres związany z tym, aby niczego nie przeoczyć i aby zdążyć zareagować. To nie fundacja płacze ze zmęczenia. To nie fundacja ma swoje życie osobiste i zawodowe. To nie fundacja odbiera maile i telefony w sprawie dziesiątek wyadoptowanych królików, którym trzeba w zasadzie codziennie w różny sposób pomagać. To robią ludzie – jednostki.

Nikt nie ustawia się w kolejce, aby opiekować się chorymi królikami – tymi ciężko chorymi albo wymagającymi opieki paliatywnej, a nawet tymi, które mogłyby spokojnie trafić do adopcji i bez większych problemów funkcjonować w nowych domach.

Nikt nie ustawia się w kolejne, aby wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za znajdowanie im nowych domów i otaczanie ich potem opieką.

Mogłabym w taki sposób wymieniać kolejne i kolejne punkty naszej rzeczywistości. Wiemy, że zza ekranu trudno to sobie w pełni wyobrazić i uwierzcie, że często żałujemy, że nie możemy pokazać Wam tego, jak wyglądają nasze dni minuta po minucie…

***

Mamy nadzieję, że Kordelia i Umbriel znajdą jeszcze nowy dom, chociaż wiemy, że będzie to bardzo trudne.

Mamy nadzieję, że uda się zapanować nad problemami zdrowotnymi Kordelii, ale jeśli nie to odejdzie na naszych rękach. To my będziemy z nią do końca, żeby dać jej to, co jest niemniej ważne niż dobre życie. To my będziemy płakać. To nam będą pękać serca. To my będziemy musieli się z tym uporać, a teraz to my będziemy się o nią bać, o nią i o Umbriela, który przecież również w każdej chwili może się rozchorować. Tak jak każdy królik. Tak jak każdy podopieczny Azylu. I tu nie chodzi o żadne bohaterstwo. To element naszego wspólnego życia. Taką rolę powinien pełnić każdy opiekun.

thumbnail_IMG_8014

***

Kiedy powstawał ten wpis, dostałam wiadomość od jednej z naszych wolontariuszek (tak, wolontariuszka Azylu dla Królików może nie mieć królika…póki co ;)) i pomyślałam, że pasuje do tej sytuacji. To mądre i ważne słowa.

Nigdy w życiu nie miałam królika. Nie wiem więc jak choruje i jak umiera królik. Myślę sobie, że tak samo jak pies. I tak samo jak człowiek. Niektóre po prostu zasypiają, innym brak sił na walkę z chorobą. Inne gasną w czasie walki, już… już… prawie wygranej.

Mam dwa psy wzięte ze schroniska. Życie z nimi jest… ciekawe. To dobre określenie – ciekawe. Wzięłam je kiedy były piękne i młode, zdrowe jak rybki. Czas jednak dla wszystkich jest nieubłagany, a zwierzęta żyją zwykle krócej niż ich opiekunowie. Wraz z wiekiem z pewnością pojawią się dolegliwości, które też trzeba będzie przyjąć, bo stanowią integralną część Przyjaciela.

Prędzej czy później przyjdzie czas pożegnania – czy to z powodu choroby czy zwyczajnie ze starości – i wtedy będę dumna z naszej znajomości. Dumna z tego, że mogłam z nimi przejść ten kawałek mojego życia. Z dumą potrzymam psa za łapę w ostatniej jego podróży. Z dumą i bólem. Bo to w końcu trudna rzecz – pozwolić komuś odejść. Ta podróż i tak się jednak odbędzie, niezależnie od siły mojego protestu. Ze mną czy sam – zwierzak odejdzie szybciej niż ja. I nie chcę, żeby odchodził samotnie. Czuję, że będę to winna moim psom za lata pięknej przyjaźni. To nie dług, tylko nieodłączna część tej przyjaźni. Najsmutniejsza jej część, to prawda, ale nieodłączna. Jeśli zwierzak odchodzi na moich rękach to znaczy, że moja rola opiekuna została dobrze wypełniona. Tak właśnie powinno być. A kiedy czas się dopełni, będę ryczeć jak bóbr – takie będzie moje prawo.

Joszko jest już psem starszym, Magnolia jest co prawda młoda, ale i tak czuję się jakbym siedziała na tykającej bombie zegarowej z opóźnionym zapłonem – ma padaczkę. Leki trzymają tę chorobę w ryzach, ale w każdej chwili może coś pójść źle.

Kiedy jednak oglądam się za siebie cieszę się, że zostawiamy za sobą wspólne ślady na piasku. I nawet jak te ślady są naznaczone starością i chorobą, dalej idziemy wspólnie, łapa w łapę, bo na tym polega przyjaźń. Oby tak było jak najdłużej.

***

Ten wpis nie powstał po to, żeby roztrząsać sprawę Kordelii i Umbriela oraz ich opiekunki. Nie chcemy żadnego hejtu. Nie chcemy też udawać, że nic się stało, że jest ok, bo nie jest. Chcemy, żeby ludzie mieli większą świadomość, żeby więcej rozumieli i widzieli i tylko dlatego się z Wami tym dzielimy.

***

Na froncie jak to na froncie nie może być lekko. Z Beniaminkiem, Mamicka, Rudgem, naszą nową kichającą ropą podopieczną…itd. Jutro wieczorem jesteśmy u Doktora. Będziemy meldować co i jak.

Dobranoc!

cdn.

3 komentarze

  • Odpowiedź Ninka 5 października 2020 at 10:42

    „Jeśli zwierzak odchodzi na moich rękach to znaczy, że moja rola opiekuna została dobrze wypełniona. Tak właśnie powinno być. A kiedy czas się dopełni, będę ryczeć jak bóbr – takie będzie moje prawo.” Podpisuję się pod tymi słowami obiema rękami. A ponieważ was i waszą pracę niezwykle szanuję, nie skomentuję inaczej tej sytuacji. Może tylko tak, że smutno mi, że tak się stało.
    Trzymajcie się.

  • Odpowiedź Kinga 4 października 2020 at 23:46

    Jesteście Najlepsi!!!
    Kiedy adoptowaliśmy Kejena, był najdłużej czekającym na dom królikiem w Azylu. Był i jest królikiem przewlekle chorym (sytuacja jest rozwojowa i pogarsza się z wiekiem). I wiecie co? Azyl i Ekipa go tworząca nigdy nie zostawiła nas bez wsparcia! W najtrudniejszych momentach, na miarę swoich możliwości, zawsze służyła nieocenioną poradą czy siecią kontaktów.
    Teraz oni, Ekipa i Króliki, bardziej niż chyba kiedykolwiek potrzebują naszej pomocy. Jesteśmy z Wami!!
    P.S. Nie chcę nikogo namawiać, ale naprawdę, chory królik to wcale nie mniejsza radość z bycia razem. Bo jak się chce, to dobrych chwil zawsze będzie więcej 🙂

  • Odpowiedź kp 4 października 2020 at 23:03

    Przedmiotowe traktowanie zwierząt – zepsuł się to już go nie chce.. po co mi taki. Ciekawe czy jakby dziecko tej Pani zachorowało to też by je oddała? Bo dla mnie czy to dziecko, królik, pies czy żółw to każdy jest równy i każdemu należy się pomoc i miłość… w końcu to my sami podjęliśmy decyzję że chcemy te zwierzątko, a wiadomo że może być bardzo różnie… smutna historia…

  • Skomentuj Kinga Anuluj

    *