To był trudny dzień.
Przez ostatnie dwa dni walczyliśmy o Aleję. Jej stan się pogarszał. Podczas badania palpacyjnego poza delikatnie wzdętym żołądkiem, nic nie zwracało uwagi. Mimo to zdecydowaliśmy się na laparotomię. Mieliśmy świadomość ryzyka – kolejny zabieg, ale doświadczenie nie pozostawiało złudzeń, że nie mamy do czynienia ze zwykłymi zaburzeniami pracy układu pokarmowego i zatrzymaniem perystaltyki jelit.
W przodobrzuszu jelita wyglądały ok. W tyle nie. Były sklejone. Wokół kikuta macicy wszystko wyglądało jak sklejona masa. Dopiero po dłuższej chwili udało się znaleźć pęcherz…oddzielić jelita, usunąć zapalne tkanki.
Powodem tego stanu rzeczy był stan zapalny przy kikucie macicy, który mimo usunięcia nieprawidłowych tkanek i antybiotyków nadal się utrzymywał, co mogło być efektem reakcji na nici. Do zmienionych tkanek wszystko się przyklejało.
***
Po zabiegu czekaliśmy, aż Aleja się wybudzi. Po prawie 3h odeszła. To było dla jej organizmu już zbyt wiele.
***
W tym samym czasie walczyliśmy o Sheldona, któremu wątroba całkowicie odmawia posłuszeństwa. Wieczorem jakkolwiek w jego przypadku nigdy nie można napisać o tym, że jest ok – nie je samodzielnie, nie robi też prawidłowych bobków, było stabilnie, rano miał nieco powyżej 34 stopni.
***
W taki sposób można opisać profesjonalnie, to co się stało.
Walczymy, robimy wszystko co w naszej mocy, starając się skupiać wyłącznie na działaniu. Potrafimy opanować emocje i stres w najbardziej stresujących sytuacjach, uodparniamy się, bo przecież wszystko musi działać, a przy tym wszystkim czujemy zbyt mocno, zbyt wiele. I jest tak po prostu kiepsko, chociaż lepiej wyraziłyby to bardziej dosadne słowa.
***
Sheldon czuje się lepiej. Ma temperaturę w normie. Przynajmniej póki co.
Więcej informacji z Azylu już jutro.
wtorek
Amoren
Melchiorka
Gofer
Riju
Poppy
Magento
Zełka
Rupert
Królowa
Pikard
Kapiszonek
Tango
Pyke
Landrynka
Cha-cha
Fiora
cdn.
Brak komentarzy