Pasikonik odszedł wczoraj wieczorem. Liczyłam się z tym, że nadejdzie taki moment, kiedy z ogromnym bólem, ale podejmę decyzję o tym, żeby mu na to pozwolić. Wiele lat temu zrozumiałam, że taka decyzja bywa wyrazem największej miłości i odpowiedzialności za czyjeś życie. Liczy się nie tylko to jak żyją, równie ważne jest to, jak umierają. Kiedy nie można zrobić już nic więcej – kiedy wyczerpało się wszelkie możliwości leczenia i przekroczyło się granice determinacji oraz zaangażowania, trzeba umieć powiedzieć stop i po prostu być obok do końca. Tak się wczoraj stało.
Chciałam, żeby Pasikonik zasnął w domu, spokojnie, w pełnym poczuciu bezpieczeństwa. Chwilę wcześniej wypił jeszcze swój ukochany truskawkowy vibovit i zjadł kawek suszonego banana. Na więcej nie miał już siły.
Przez Azyl przewinęło się mnóstwo chorych królików i najtrudniejszych medycznych przypadków. Ostatnie 5 tygodni walki o Pasikoniku było jednak wyjątkowo trudne. Potworna tęsknota za nim – za tym, jaki był i jak dużo radości wnosił w nasze życie dzisiaj przeplata się ze strasznym zmęczeniem. Pasikonik był otoczony 24h opieką, ponieważ nie mogło mu niczego zabraknąć. Wszystko podporządkowało się walce o jego życie.
On walczył, a my z nim. Każdy kto mnie zna, wie, że niewiele rzeczy związanych z opieką nad chorymi królikami robi na mnie wrażenie – to niewiele co robi – robiło na mnie wrażenie to właśnie doświadczenia ostatnich tygodni, powtarzane wiele razy dziennie zabiegi oczyszczania głębokich ran i zmiany opatrunków, które ostatecznie zaczęłam traktować jak coś „naturalnego”.
Przyczyną śmierci Pasikonika była niewydolność serca. To ono było przyczyną osłabienia, z którego już nie mógł się podnieść. Wykonane w czwartek echo serca dało lepszy obraz niż ten, uzyskany w sierpniu na początku leczenia, ale serce Pasikonika było ogromne. To wszystko znaczyło dla niego już zbyt wiele.
Rany były czyste. Doktor nigdzie nie znalazł ropy. To się udało…Tak niewiele brakowało.
***
Pasikonik odszedł, ale pozostało nie tylko mnóstwo wspomnień, którymi będziemy wypełniać straszną pustkę, ale silne jak nigdy poczucie dobra, które jest wokół nas. Dziękujemy, że jesteście. Myślę, że wiele lat temu nie mogłyśmy nawet marzyć o tym, że znajdziemy się w takim momencie, jak dzisiaj. Mamy dom, przyjaciół i niewyobrażalne wsparcie. I razem bardzo wiele możemy. Historia Pasikonika jest na to najlepszym dowodem.
Śpij dobrze Słoniu. Gdybyśmy mieli wystawić Ci rachunek za nasze złamane serca, musiałbyś został z nami na zawsze, żeby się wypłacić…
Dobrze, że byłeś. To było warte wszystkich łez.
listopad 2019 r.
w jego kuchni, na jego kanapie, w otoczeniu kochających go ponad wszystko ludzi
Jutro przedstawimy Wam naszych nowych podopiecznych, w tym m.in. 5-letniego Franka z bardzo poważnymi problemami stomatologicznym oraz Radugę – dziewczynę, która przyjechała do nas dzisiaj.
Raduga jest w złym stanie. Ma obniżoną temperaturę, mnóstwo ropy w j. ustnej, zęby wymagające szybkiej ekstrakcji i złamaną przednią łapę…
7 komentarzy
Czasami to boli że człowiek ma zawsze nadzieję a kończy się śmiercią.
czasami człowiek wątpi we wszystko ale mimo to nadal wierzy.
Dlaczego to robimy odpowiedź jest prosta miłość.
Nie wyobrażam sobie was ile wy musicie zachować siły psychicznej także i fizycznej.
może to i śmieszne ale powiem to co wiele innych bo nie znało się go osobiście znowu się ze zdjęć ale…
Podeszłam wzięłam wszystkie moje 4 króliczki przytuliłam je mocno i popłakałam się…
Płacze do teraz za każdym razem kiedy przewinie mi się na Facebooku jego zdjęcie…
I tym bardziej jestem uparta i obiecałam sobie że jak moje odejdą za tęczowy most, to nie mam zamiaru kolejnego brać zdrowego króliczka.
nie obchodzą mnie komentarze że nie bo to bo tamto ale będę uparta i walczyć ponieważ chcę przyjąć wtedy jakiegoś chorego z którym będę musiała co chwilę jeździć o którego będę walczyć który ma godnie żyć i umrzeć tak jak Pasikonik właśnie.
Bo przecież o to wszystko chodzi.
Bardzo wam współczuję podziwiam was i życzę sił.
Od wczoraj gdy wracam myślami do Pasiego (a wracam b często) łzy same kapią mi po policzkach. Od kiedy do Was trafił w sierpniu na bieżąco śledziłam jego losy. To niebywałe, ze można tak pokochać zwierzaka, którego zna się tylko ze zdjęć i bloga… Miał w sobie coś niezwykłego, był wyjątkowym zwierzakiem, który potrafił rozczulić i wywołać uśmiech u każdego. Ja płacze teraz jak bóbr bedac daleko, wiec domyślam się, co musicie czuć Wy… Dziękuje Wam, za wszystko co zrobiliście dla Niego, za ten niewypowiedziany trud opieki i walki, i przede wszystkim za miłość – za to, ze przez te ponad pol roku miał prawdziwy dom, czuł się kochany i otoczony troską. Pasiulku wierze, ze już nie czujesz bólu i jesteś szczęśliwy i jestem pewna ze kiedyś się spotkamy. Póki co Zostaniesz na zawsze w naszych sercach. Kochamy Cię urwisie choć złamałeś nasze serca
Poryczalem się jak Bóbr czytając ten wpis. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jakie to dla Was musiało być trudne.
Ciągle miałam nadzieję, mimo wszystkich trudnych chwil wciąż myślałam, że może jednak się uda. Trudno się pogodzić z tym, że coś, o co tak bardzo walczymy, czego pragniemy, się nie udaje. I często pytamy samych siebie, dlaczego nie mogło być inaczej.
Współczuję serdecznie. I płaczę.
Niewyobrażalny smutek, istota z nadzwyczajną charyzmą. Do zobaczenia po tamtej stronie.
Tymczasem trzeba zdać sobie sprawę z tego, że jest jeszcze dużo dobrego do zrobienia. Masa króli na Was liczy w tym ta przerażona królica. Dajcie znać czy czegoś szczególnego potrzeba.
Trafił do Was w czasie chwilę po tym, kiedy Wasz/Mój Nocek znalaz się w naszym domu. Śledziłem jego losy od samego początku i z każdą gorszą chwilą wstrzymywałam oddech i wierzłam, że będzie lepiej… Dziś płaczę razem z Wami. Dziękuję, że robiliście wszystko, co było w Waszej mocy.
J.
Poznałam Pasikonika na dniu otwartym w DK. Śledziłam jego losy od początku. Codziennie sprawdzałam Wasze wpisy, codziennie z nadzieją, że jeszcze długo nie przeczytam tego co wczoraj. Dlaczego tak musi być. Też płaczę.