Długo nas nie było, co oznacza duże zaległości, ale postaramy się je w weekend nadrobić. Zaczynamy od najważniejszych tematów…
Wizyta u Doktora była ciężka i długa, a wczorajsza wizyta była jeszcze cięższa i jeszcze dłuższa…
U Marmee we wtorek pojawił się problem z prawą, tylną łapą, na której przestała się opierać. Poza tym zachowywała się ok, czyli jak huragan, bo taka jest Marmee – ma ogromny apetyt i ogromną siłę, nienawidzi podawania leków, które musi dostawać 2 razy dziennie, a podczas wizyty u Doktora dewastuje to, co znajdzie się w jej zasięgu.
We wtorek wieczorem (razem z bodajże 24 innymi królikami) Marmee pojawiła się u Doktora. Okazało się, że ma silną bolesność – pewne zesztywnienie i obrzęk w kolanie oraz podwyższoną temperaturę. Poza wprowadzeniem standardowego leczenia – antybiotyk i lek przeciwbólowy, pojawiła się oczywiście konieczność wykonania RTG.
Wczoraj wieczorem już po RTG zabraliśmy Marmee na wizytę kontrolną u Doktora, a obraz RTG bardzo nas zdziwił.
Na RTG widać obrzęk na wysokości kolana, ale nie to jest największy problem. Mimo, że prawy skok Marmee nie jest obrzękły i na I rzut oka z samym skokiem nie dzieje się nic złego i niczym nie różni się od lewego, kość piętowa prawej łapy wygląda bardzo źle – jest objęta silnym stanem zapalnym, który zaczyna obejmować też kość śródstopia – kość wygląda po prostu jakby ją coś niszczyło.
RTG nie pozwala jednoznacznie odpowiedź na pytanie o charakter tych zmian, ale nie można wykluczyć zmian nowotworowych. Martwią nas też oczy Marmee i wyraźnie widoczna trzecia powieka w lewym i prawym oku w sytuacji, gdy korzenie zębów, o ile nie są idealne, to nie ma też z nimi żadnego dramatu.
Łapa na wysokości między kolanem, a skokiem wygląda dobrze. Wczoraj konieczne było jednak sprawdzenie charakteru obrzęku na wysokości kolana – w poniedziałek w wyniku punkcji udało się odciągnąć jedynie krew z osoczem. Doktor usunął dość duży fragment zmienionych tkanek, które zostały wysłane do badania histopatologicznego.
Niestety wczoraj konieczne było podanie Marmee pełnej narkozy, z uwagi na jej serce znacznie zmniejszonej, a szczególnie na początku Marmee oddychała bardzo źle.
Dzisiaj Marmee czuje się dobrze. Rana wymaga dezynfekowania, więc Marmee podczas zabiegów i podawania leków próbuje wygryźć dziurę w fotelu, ale poza tym nie można jej niczego zarzucić. I to jest najważniejsze.
U Hummi mimo ładnego apetytu od zeszłego tygodnia cały czas utrzymywało się silne wzdęcie jelit. W zeszły czwartek przetrwaliśmy zabieg usunięcia guza nowotworowego, ale Hummi nie mogła odpuścić i doszło do powstania u niej przepukliny. 2 szwy na mięśniach puściły i jelita wydostały się pod skórę, a to oznaczało zabieg…
Z uwagi na ogólny stan zdrowia Hummi i ostatnie zabiegi, nie było nawet mowy o podaniu jej pełnej narkozy i faktycznie premedykacja okazała się w pełni wystarczająco. Zabieg (przy wszystkim co przeżyła „drobiazg”, ale z uwagi na to, co przeżyła już nie „drobiazg”) był dość krótki, a Hummi dość szybko się wybudziła, ale niestety potem było gorzej niż się spodziewałam. Hummi była w nocy i nad ranem bardzo osłabiona, pojawiła się gorączka i duszność. Zachowywała się znacznie gorzej niż po amputacji łapy i zeszłotygodniowej nie mniej poważnej operacji. Musieliśmy wejść z gentamycyną, mimo planowanej przerwy konieczne było też podanie furosemidum, dodatkowe nawadnianie. W ciągu dnia temperatura u Hummi wyraźnie się wahała – raz było 39,5 st., a po godzinie…40,5 st. Teraz temperatura wynosi 39,8 st. Hummi czuje się lepiej. Oddycha spokojniej, podjada zioła.
Fruczek pozazdrościł innym i w tym tygodniu uznał, że on też zasłużył na jeszcze więcej uwagi. Tak jak wspominałam u Fruczka planowaliśmy kastrację połączoną z usunięciem zmiany przy odbycie i korekty zębów, ale niestety w ostatnich dniach z jego apetytem było coraz gorzej, co jednocześnie przełożyło się na pracę układu pokarmowego. W związku z tym wczoraj Doktor skorygował Fruczkowi zęby – jak się okazało niektóre niewidoczne dobrze zadziory, mogły mieć naprawdę dużej znaczenie. Miejmy nadzieję, że teraz Fruczek ruszy.
Z kastracją i usunięciem brodawczka poczekamy pewnie do grudnia.
Wczoraj razem z Marmee na RTG pojechał również Amoren. Chcieliśmy upewnić się, że w przypadku jego lewej, przedniej łapy nie mamy do czynienia z niczym nieprawidłowym zgodnie z zasadą czarnej serii…Na szczęście okazało się, że kość jest czysta, a stan zapalny dotyczy wyłącznie tkanek, które co wczoraj Doktor sprawdził również bezpośrednio, nie są też objęte procesem ropnym.
Amoren czuje się dobrze. Przed nim kontynuacja antybiotykoterapii i leczenia przeciwbólowego.
***
Hambre postanowił trochę podwyższyć poziom w grupie i dla odmiany każdego dnia robi nam miłe niespodzianki.
Poprawa w jego stanie zdrowia, którą Doktor obserwuje co 2-3 dni podczas wizyt, jest ogromna. Wszyscy jesteśmy pod ogromnym wrażeniem jego postępów. 2,5 tygodnia temu Hambre leżał – tak, że tylko unosząca się klatka piersiowa, wskazywała na to, że żyje…Był nie tylko skrajnie osłabiony, ale miał koszmarne zesztywnienia stawów. Miał nawet problem z podniesieniem głowy. Potem walczyliśmy o to, żeby mógł siedzieć, potem kiedy podejmował pierwsze próby zrobienia 1-2 kroków do przodu przewracał się/potykał o przednią, lewą łapę, która się cały czas podwijała, a kiedy się przewrócił, nie było opcji, żeby wstał. Czasami kilka razy w nocy „stawiałam” go do pionu, bo inaczej mógłby tak leżeć bez ruchu całą dobą, nie mając nawet dostępu do wody…Dzisiaj biega.
Hambre wczoraj przez całą wizytę biegał, odpoczywał, biegał, zaczepiał nawet Misię (nie będziemy komentować tego w jaki sposób – Misia jest cierpliwa), ale sami nie mogliśmy się nadziwić. Wciąż jest bardzo drobny, ale waży 1,500 kg, a nie 1,200 kg. Nasz cel to przynajmniej jeszcze 500 gramów więcej.
Hambre wciąż ma dość mały apetyt i jest kilka razy dziennie karmiony i tyle samo razy rehabilitowany, ale przynajmniej podczas rehabilitacji traci już cierpliwość. I to jest fajne. Zaczyna pokazywać siłę charakteru i to jest cudowne.
W tym tygodniu wykonamy u Hambre badanie krwi.
***
W tym tygodniu u Doktora było wielu podopiecznych Azylu – w tym Ahri, Gwiazdka, Mimi, Pikard, Riju, Quattro, cała interwencyjna „11”, ale o tym już jutro.
cdn.
2 komentarze
W takich chwilach człowiek wie, że warto było walczyć a każdy wysiłek włożony w każdy gram wart jest więcej niż złoto. Wiem coś o tym, O naszą świnkę morską walczyliśmy pół roku Warto było Jestem pełna podziwu dla Waszej wytrwałości
Pisałam przecież, że trzy tygodnie w Azylu pomogłyby mu na pewno 🙂