Merytorycznie, O królikach, Przypadki i historie, Z życia Azylu

Adopcyjne mity

23 listopada 2015

Pytania i opinie na temat adopcji potrafią być niepokojące. Czasami nas tak złoszczą, że czerwieniejemy na twarzach. Czasami są tak absurdalne, że zabijamy je śmiechem. Wszystkie mity adopcyjne, o których piszemy, są z życia wzięte. Wracają co jakiś czas jak bumerang.

11733372_1016486758375751_1671334526_n

Adopcyjny Łasuch – teraz Boogi – nie wierzy w mity! foto: Sylwia Grzanka

Wolę kupić małego, bo małego łatwiej oswoić i wychować

Królik to nie pies. Nie ma gwarancji, że młody królik, którego sami odchowamy, będzie przyjazny, wesoły i łagodny. Króliki mają indywidualne charektery, zwykle taki charakter kształtuje się dopiero po okresie dojrzewania. Maluch – przytulanka w wieku 5 miesięcy może przeistoczyć się w sikającego i powarkującego szkodnika. Jeśli królik, którego weźmiemy, będzie dorosły i wykastrowany, zaś jego charakter sprawdzony przez wolontariuszy, mamy większe szanse na to, że jego osobowość i nawyki kuwetowe będą już stabilne. Oszczędzi nam to wiele frustracji oraz wymiany dywanów 😉

+ związany z tym dodatkowy mit Adoptuję małego królika dla dziecka, bo dziecko nauczy się opowiedzialności, opiekując się zwierzakiem i razem z nim rosnąc

Na to jest jedna odpowiedź: Nie.

Króliki (i inne zwierzęta) z adopcji są żarłoczne, bo muszą w schronisku walczyć o jedzenie

Tak słyszałyśmy (brakuje emotikona, który mógłby wyrazić nasze emocje). Nie żałujemy naszym królikom jedzenia. Nie zauważyłyśmy, by o nie walczyły, bo mają go pod dostatkiem, a przynajmniej zawsze mają siano, które jest podstawą żywienia. No, chyba że chodzi o pudło z rodi care 😉 Ale i wtedy nie walczą, raczej próbują wszystkie się nachapać jak najwięcej i nie są zainteresowane odganianiem innych. Prosta sprawa – króliki nie są drapieżnikami.

Wolę kupić, bo w fundacjach są same chore i po przejściach

Dużo piszemy o chorych królikach, zwłaszcza w codziennych wpisach z życia Azylu. Często na nasz blog trafiają osoby, które w wyszukiwarkę wpisują hasła związane z króliczymi chorobami. Jeśli wysyłacie nam prywatne wiadomości dotyczące zdrowia królików, chętnie na nie odpowiadamy – edukacja to jedna ze składowych misji naszej fundacji.  Dlatego można czasem odnieść wrażenie, że mamy wyłącznie chore króliki. A to nieprawda! Mamy też zdrowe króle, mamy takie, których dolegliwości są powszechne i łatwe do kontrolowania (jak problemy z trzonowcami, które wymagają korekt co kilka miesięcy). Królik do adopcji nie równa się królik chory i z interwencji. Czasem to wychuchane domowe pieszczochy oddane ze skomplikowanych powodów.

Adoptując czy kupując zdrowego królika, nie mamy przecież gwarancji, że w przyszłości nie zachoruje. Jednak biorąc królika od nas, masz pewność, że został on przebadany i nikt z nas nie ukrywa przed tobą niczego na jego temat.

Nie adoptuję, bo nie chcę wpuszczać nikogo do swojego domu

Rozmowa adopcyjna nie musi odbywać się w domu czy mieszkaniu potencjalnego opiekuna. Wszystkich z Torunia i okolic zapraszamy do Azylu, gdzie można z powodzeniem odbyć taką rozmowę i poznać naszych podopiecznych. Na rozmowę można też umówić się z pośrednikiem adopcyjnym w kawiarni czy na świeżym powietrzu 🙂

Nie adoptuję, bo to nigdy nie będzie mój królik, tylko królik fundacji i będę pod stałym nadzorem

Wkładamy mnóstwo czasu, energii i pieniędzy, aby doprowadzić króle do dobrego stanu i oddajemy je w wasze ręce już po zabiegach kastracji. Przywiązujemy się do naszych podopiecznych. Dlatego prosimy was o zrozumienie i odpowiedzi na nasze pytania dotyczące adopcyjnych króli. Po przypadku Pocieszki, która została skrajnie zaniedbana w wydywałoby się normalnym, fajnym domu, musimy być czujne.

Czego wymagamy? Kontroli weterynaryjnej po kilku tygodniach od adopcji (niekoniecznie u naszych lekarzy weterynarii), przesłania zdjęć raz na jakiś czas. Z domami porozumiewamy się zwykle mailowo, nie wydzwaniamy, nie nagabujemy.

W momencie podpisania umowy to ty stajesz się opiekunem królika i jesteś odpowiedziany za jego życie i zdrowie. Ufamy ci, ale jesteśmy organizacją, która ma wypracowane pewne standardy, leczy i utrzymuje króliki za pieniądze z darowizn i pewien zakres kontroli jest po prostu konieczny. To działa w obie strony – w razie kryzysu zdrowotnego twojego adoptowanego pupila, zawsze możesz liczyć na naszą pomoc.

Nie adoptuję, bo będę musiał/-a leczyć u fundacyjnego weterynarza

Nie jest to konieczne, jeśli leczysz królika u innego lekarza weterynarii, który specjalizuje się w leczeniu tych zwierząt. Jeśli jednak zaistnieje taka potrzeba, w przypadku leczenia poważnych chorób, zawsze służymy konsultacją i wizytą u naszych specjalistów.

Nie adoptuję, bo inna organizacja nie chciała mi dać królika, czyli ” te niedobre fundacje”

Każda organizacja ma swój statut i umowę adopcyjną. Zanim zdecydujesz się adoptować królika, zapoznaj się z warunkami adopcji. To, że inni ci odmówili, nie znaczy, że my także odmówimy. To, że my odmówiliśmy, nie znaczy, że ktoś inny nie pozwoli ci zaopiekować się królikiem.
Wiemy, że każdy znajdzie sposób, aby zdobyć królika, dlatego odmawiamy adopcji tylko w wyjątkowych przypadkach.

Adopcja kosztuje i trzeba mówić o swoich dochodach

W Fundacji Azyl dla Królików adopcja jest bezpłatna, nie wymagamy potwierdzania swoich dochodów. Adoptować może od nas studentka i osoba prowadząca własną firmę. Liczy się dla nas przede wszystkim zaangażowanie, chęć zdobywania wiedzy przez opiekuna oraz pozytywne przejście rozmowy adopcyjnej.

Oczywiście jest nam bardzo miło, jeśli po adopcji otrzymamy darowiznę albo adoptujący zdecyduje się objąć któregoś z naszych podopiecznych wirtualną opieką 🙂

„Jakie te króliki duże! i „Tu tak ładnie pachnie!”

Czyli typowe słowa osób po raz piewszy odwiedzających Azyl, które wcześniej nie miały do czynienia z królikami 🙂

8 komentarzy

  • Odpowiedź Kessy 24 listopada 2015 at 09:14

    Tak tl właśnie jest kiedy się czyta umowę adopcyjną po raz pierwszy i nie rozumie i nie umie zapytać 😉 i smutne to jest. Łatwiej wyrzucić królika bo śmierdzi niż dać innemu trochę serca. Sama planowałam stać się dt ale z moimi dwoma wolnymi królami i niestabilną sytuacją bałabym się czy aby na pewno dam rade. Ale też wiem że to średnia wymówka i na pewno kiedyś się zdecyduje.

  • Odpowiedź Martyna 24 listopada 2015 at 08:16

    Witam, już wielokrotnie zastanawiałam się na adopcją drugiego króla;) przyznam się, ze zawsze hamuje mnie strach. Raz o to, że króliki się nie dogadają (mój obecny jest władczym, terytorialnym {mimo kastracji} królem, który czasem mam wrażenie akceptuje tylko mnie;) Z pewnością sama do tego doprowadziłam, bo uważałam, że tylko ja zaopiekuje się nim najlepiej i tak o to staliśmy się sobie naprawdę bliscy;) a innym razem obawiam się, że nie podołam opiece nad dwoma królami, tym bardziej, jak nie będą się akceptować;/ W Azylu jest tyle piękności, które widziałabym jako towarzyszki dla mojego królisia;), że mam nadzieję że kiedyś dojrzeje do decyzji o adopcji;) Szkoda tylko, że Toruń tak daleko…
    Pozdrawiam wszystkich miłośników królików;)

    • Odpowiedź Katarzyna Azyl dla Królików 24 listopada 2015 at 15:57

      A może dom tymczasowy? Czasami nawet nietoleranccyjne wobec ludzi króle, zakochują się w towarzyszach własnego gatunku, a opcja DT pozwala to przetestować.

  • Odpowiedź TadekUK(Opiekun Mefista) 24 listopada 2015 at 02:36

    Jak to czytam to aż sam się śmieję 🙂
    „Nie adoptuję, bo inna organizacja nie chciała mi dać królika, czyli ” te niedobre fundacje” ”

    To jak z życia wzięte, całe szczęście że Azyl to jednak zupełnie inna forma, niż „Fundacje czy stowarzyszenia”…. Opiszę może moją sytuację (z happy endem 😀 ).
    Było to już ho ho 10 miesięcy temu. 19.01.2015, biorę(wtedy jeszcze) narzeczoną i jedziemy na ostatnie już spotkanie adopcyjne, wracamy z królikiem albo idziemy do zoologicznego, ale od początku. Przez kilka lat w moim domu rodzinnym żył sobie adoptowany królik, nazywał się Zorro, czarny jak mrok tylko z jednym białym miejscem – nosem :). Żył długo (między 12 a 14 lat), mimo swoich problemów ze wzrokiem (a właściwie jego brakiem). Po opuszczeniu przeze mnie matczynego gniazda, zadecydowaliśmy wspólnie że chcemy mieć zwierzaka. Na psa w bloku się nie zgodziłem, a narzeczona nie chciała kota, decyzja prosta – królik. Pierwsza próba adopcji, okazuje się że milion formalności do wypełnienia ( jestem baaaardzo leniwy), olewam temat kupujemy w zoologu. Trafia nam się odziwo w pełni zdrowy zwierz, samica, zostaje dokładnie przebadana i w końcu wysterylizowana. Nie chcieliśmy aby się nudziła (a że nasza sytuacja finansowa wtedy mocno się poprawiła) to pozwoliliśmy sobie na drugiego uszaka, ale zaraz zaraz, tyle jest tych biedaków po przytuliskach, schroniskach, fundacjach no i w Azylu. Fundacje obskoczyliśmy dwie, przy czym jedno z nich to stowarzyszenie, którego nazwy nie chcę przytaczać, żeby nie było że kogoś obrażam itp. W pierwszym zero odzewu przez 2 dni, olewam temat. Jak ktoś nie ma na mnie czasu to ja na niego też, w drugim znajdujemy, zwierza, który kradnie mojej narzeczonej serducho. Lewis, dajemy sobie trochę czasu, okazuje się że następnego dnia mamy odpowiedź mailową w sprawie adopcji, po 2 dniach mamy spotkanie adopcyjne. Odwiedza nas baaaaaardzo miła Pani Joasia z Poznania (serdecznie pozdrawiam). Porozmawialiśmy sobie trochę, obejrzała nasze ówczesne mieszkanko, poznała naszą królową domu – Łajzę (miała być Lucyferem, ale okazała się samicą ;P ). Opinia pozytywna. Zaczynamy dogrywać wszystko – kontakt z osobą, która zajmuje się królem (jest w gdzieś w okolicy trójmiasta), już jestem w ogródku, już witam się z gąską, aż tu nagle BĘC!!! Spada jak grom z jasnego nieba informacja że mam wpłacić na konto fundacji 1xx zł (kwoty już nie pamiętam ale była na bank z 1 z przodu). o.O Jak już wcześniej pisałem, sytuacja finansowa nasza była całkiem spoczko (chciałem przelać kwotę jakąś na fundację, która „da” mi uszaka), ale no bez przesady. Jakbym chciał kupić króla to sklep mam pod nosem. Oczywiście dzwonię do Pani, która mojej narzeczonej taką informację podała (lekko zbulwersowany, ale niiiiiigdy nie krzyczę przez telefon ani nie obrażam – pracowałem wtedy w branży IT i miałem bezpośredni jak i telefoniczny kontakt z klientem, nasłuchałem się przez telefon i nauczyłem się że jak ktoś mnie obraża, przerywam rozmowę). Rozmowa jest dosyć długa, kończy się w bardzo dziwnych okolicznościach. Moja narzeczona pisze maila do prezesa fundacji o tym co nas zastało i że mam „zapłacić” za królika. Miało być to pokrycie kosztów jego kastracji. Mam kwota to 140 zł (pamiętam że absurdalna bo za sterylkę naszej uszatej płaciłem 100zł). Chciałem przekazać właśnie koło 100 zł na konto fundacji, ale jak ktoś mi nakazuje płacić, to ja tą drogą nie idę. Regularnie wspieram różne fundacje, ale nie jestem pociągiem, który stawia się na torach i pojedzie. Co to to nie. Króla nie dostajemy… (dowiedziałem się potem że nakrzyczałem na Panią z fundacji przez telefon i że byłem bardzo nieuprzejmy i że Lewis jest jeszcze dla nas dostępny jeśli chcemy, uwaga co dziwne, królik który od roku chyba szukał domu nagle znalazł dwa bo po chwili został adoptowany przez kogoś innego, liczmy że mu dobrze tam 🙂 ) Moja obecna już żona prosiła mnie wtedy żebyśmy jeszcze raz spróbowali, ostatni ( już byłem w butach do wyjścia do sklepu). Mówię prosto i otwarcie, OSTATNIA SZANSA. Nie będę przed wszystkimi się kładł i błagał o królika.

    Zaczyna się happy end :).
    Pati daje mi maila do ostatniej fundacji, a właściwie Azylu (tak przez wielkie A bo to właśnie on dał mi wiarę w ludzi). Opisuję całą sytuację, jak wyglądało to do tej pory i nagle. BUM…. Ludzkie podejście….. Odpowiedź na maila po kilku godzinach, co zdarza się rzadko. Później dostaję numer telefon do Oli. Dzwonię i tłumaczę Jej co i jak, Ola zaprasza nas do Torunia, abyśmy poznali uszaki. Pati zakochuje się w Cynamonie i Muszkieterach. Jedziemy do Torunia…. Cały czas pod górkę, a jak ujechaliśmy połowę drogi, pojawia się mgła, ale taka mgła że widoczność spada do ledwo kilku metrów. Podróż, która miała zająć niecałe 2h, zajmuje 3,5 godziny…. Transporter wieziemy ze sobą, wracamy z królem albo do sklepu – proste. Jest już późno wieczorem. Dojeżdżamy pod Azyl, małe pomieszczenie, w którym mnóstwo uszu!!! Zaczynamy rozmowę z Olą, opowiadam Jej co i jak, że miałem wcześniej królika, że mamy teraz. Okazuje się że Ola kojarzy mojego niewidomego Zorrulka. I nagle wszystko zaczyna współgrać, do tego stopnia że dostaliśmy zielone światło od Oli, zaczyna się wybór królika. Chcieliśmy kastrata, samca. Aż tu nagle widzę go. JEST! Rudy szaleniec, wkładam rękę do klatki i nie widać po nim wielkiego strachu. Okazuje się że ktoś go karmił kurczakiem i chipsami. MEFISTO. Najlepsze imię jakie może być (po Lucyferze). Okazuje się że niekastrowany – jest super. Zabieramy rudzielca do domu. Rudy stwór jest niesforny, ma kupę charakteru i NIENAWIDZI Łajzy. Nasze dwa króliki próbowaliśmy zaprzyjaźnić 9 miesięcy – nic. Po prostu się nienawidzą. Jedyne co lubią ze sobą robić to walczyć :). Uszaka kastrujemy w Poznaniu, leczymy w Poznaniu (później musieliśmy udać się do Torunia, ale to ze względu na to że potrzebowaliśmy specjalisty, który nam pomógł). Wszystko super, teraz po 11 miesiącach od Adopcji rudzielca, potwora, kurczaka, pożeracza wszelkich ilości ziół(nie zostawia nigdy ANI ŹDŹBŁA!), wywiozłem go do Anglii wraz z Łajzą, stwierdzam że warto było 2 razy się potknąć. Na każde moje pytanie ktoś z Azylu ma odpowiedź. Zawsze pomagają, nie ważne czy chodzi o Mefiego czy o Łajzę.

    Jeśli szukacie przyjaciela na długie lata – adoptujcie. Warto… Rudy zbir zawsze prosi o pogłaskanie (muszę go teraz trzymać w klatce ale jeszcze tylko kilka dni, króle będą miały osobne pokoje), wylizuje ręce, oczy, policzki, obgryza paznokcie (darmowy manicure, ale to pozostałość chyba po kurakach), zjada każdy wystający kabelek, bądź worek (niczemu nie odpuszcza). Polecam serdecznie

    Szczęśliwy właściciel dwóch nienawidzących siebie nawzajem par uszu. Łajzy i Mefista.

    • Odpowiedź Katarzyna Azyl dla Królików 24 listopada 2015 at 15:55

      Jak Tadeusz coś napisze, to i my się pośmiejemy 🙂 Cieszymy się, że Azyl okazał się dla Was przychylny, bo jak mówimy, nie można działać wyłącznie dla królików, trzeba też działać dla ludzi. To dzięki nim – darczyńcom, wspierajacym, adoptującym, wolontariuszom – możemy ratować króliki.
      Oczywiście, czasem i nam coś nie wychodzi, czasem ktoś strzeli focha, tupnie nóżką, czasem my zawinimy. Czasami nie odpiszemy tez na czas – cóż, mamy też pracę (takie płatne 😉 ) i rodziny. Jak to w życiu.
      Pozdrawiamy Was serdecznie!

      • Odpowiedź TadekUK(Opiekun Mefista) 25 listopada 2015 at 01:09

        Piszę generalnie w nocy, bo taka praca (też płatna ;P).

        Powiem tak, wszyscy jesteśmy ludźmi, ale jedni są bardziej ludzcy inni mniej… Zarówno Pati (no może głównie Ona ;P) jak i ja staramy się pomagać jak możemy uszatym przyjaciołom z Torunia i ich opiekunom (tak tak nie zapominajmy o dzielnej załodze…. To WY tworzycie to miejsce, dbacie o to żeby każdy, z dowolnego miejsca Polski – jak my – wtedy jeszcze Poznaniaki przez duże P, teraz brytole przez małe b :D, mamy możliwość przeczytania o naszych ulubieńcach, jak i nauczenia się czegoś). O Azylu należy myśleć jak o fundacji nowej generacji, to właśnie WY pokazaliście, że MOŻNA, jak tylko się chce. Spędzacie mnóstwo czasu, pisząc te posty na blogu, dbając o stronę na FB czy Twt czy Insta. DAJECIE PRZYKŁAD INNYM!!!! To tak powinna pracować teraz fundacja, właśnie tak. Iść z duchem czasu i wspierać właścicieli, nie tylko uszy, które wszyscy kochamy, ale też nas…. Ludzi…. Nie ważne co się dzieje, nie ważne gdzie, to dzięki Wam zmieniłem nawyki żywieniowe swojego natrętnego i czasem upartego jak osioł uszaka…. Nie zapominajcie o sobie….. Cała załogo Azylu (nie tylko ta z Torunia, także wszyscy, którzy walczą na różnych frontach jak np. Marta Poznanianka – pozdro 600 :P), chciałbym w imieniu swoim, jak i mojej żony, naszych uszu i wszystkich Azylantów, naprawdę szczerze WAM podziękować.

        Czynicie świat lepszym.

        OBY TAK DALEJ!!!

        Aha i mały Offtop, próbowałem jeszcze raz, ostatni raz wypuścić oba uszaki razem, nawet podrzuciłem im wspólnego wroga – kabel, skończyło się wojną, choć na wybiegu u rodziców potrafiły wytrzymać razem. 🙂

        Obiecane zdjęcia prześlę mailowo z „nowej chaty” 🙂

      • Odpowiedź TadekUK(Opiekun Mefista) 25 listopada 2015 at 01:11

        Aha i teraz zdałem sobie sprawę jak długi jest mój komentarz xD

    Skomentuj Katarzyna Azyl dla Królików Anuluj

    *