Wolontariusze przychodzą i odchodzą, jedni zostają na dłużej i nawet gdy wyjeżdżają za granicę, cały czas nas wspierają, inni nie zjawiają się po pierwszym spotkaniu. To, co trzeba robić w Azylu mija się często z oczekiwaniami – bo naprawdę trzeba pracować, i to nielekko, natomiast głaskanie królików jest na drugim planie, często w trakcie i po ciężkim dyżurze, nawet nie ma się na nie ochoty. Najbardziej fantastyczne jest to, że wielu wolontariuszy jednak chce pracować i chce pomagać królikom w ten najbardziej wymagający, fizyczny sposób. Mają swoje prace, studia, pasje, a jednak kilka lub kilkanaście godzin tygodniowo poświęcają właśnie podopiecznym Azylu.
Wymiar wolontariatu jest różny, jedni są na miejscu, pracując w pocie czoła. Inni pomagają nam zdalnie. Widzicie ich na zdjęciach z Azylu, czytacie posty przez nich napisane.
Marysia, adopcyjna opiekunka Chabra, tymczasowa mama połowy Azylantów, jest studentką prawa na UMK, ale obecnie wyjechała na Erasmusa na Węgry, gdzie kontynuuje naukę. Pomimo odległości, ciągle z nami jest – wspiera nas prowadząc profil Azylu na Twitterze 🙂
Martyna zjawia się w Azylu raz na jakiś czas, bo do Torunia wcale nie ma blisko. Ostatnio była u nas niemal pełne dwa tygodnie (tak, poświęciła dla azylantów swój urlop) i codziennie pracowała szorując klatki i wożąc króle na wizyty u doc. Jest naszym ekstrawertycznym, radosnym chochlikiem – nikt nie wnosi ze sobą do Azylu tyle humoru, co Martyna. Martyna nie lubi być na zdjęciach 😉
Marta wyjechała za granicę, ale była z nami przez długi czas jako dyżurna, tymczasująca i pośrednik adopcyjny. Wiemy, że wspiera nas wirtualnie.
Magda, Asia i Iwona prowadzą nasze zagraniczne profile na FB. Niedawno dołączyła do ich grona Beata, która pomaga nam zdalnie z USA.
Kilkoro naszych wolontariuszy zechciało powiedzieć o sobie coś więcej. Pragniemy pokazać Wam kim są, jak trafili do Azylu i czym się zajmują na co dzień.
Justyna jest z nami od dłuższego czasu jako pierwsza pomoc i niezastąpiona wolontariuszka. Justyna skończyła właśnie studia i jak sama twierdzi, szuka swojej życiowej drogi.
Dlaczego króliki? „Moja historia z królikami zaczęła się ok 2 lata temu, kiedy dostałam swojego pierwszego królika, Zuzannę. Wujek google pomagał mi w znalezieniu artykułów na temat opieki nad nią i tak trafiłam na stronę Azylu. Wystarczyła krótka wymiana maili z Olą i stałam się jedną z wolontariuszek. Reszta potoczyła się już szybko – dyżury, opieka, godziny spędzone u doc i cała ta wyjątkowa otoczka, która się wiąże z naszymi podopiecznymi. W trakcie tego wszystkiego trafił do nas oczywiście drugi królik – Przystojniak (zwany Gufim, którego niestety odebrała mi nagła choroba), który skradł nie tylko moje serce, ale przede wszystkim serce Zuzanny.” – mówi Justyna
Sebastiana na pewno znacie ze zdjęć – jest rodzynkiem w sfeminizowanym środowisku. Przy okazji jest naszym skarbem – gdy trzeba przenieść coś ciężkiego albo złapać królika w krzakach, Sebastian jest zawsze na posterunku. Seba dojeżdża do nas z Bydgoszczy. Jak widać 50 km wcale nie stanowi problemu, gdy chce się pomagać.
Oddajmy głos Sebastianowi: „Do grona wolontariuszy Azylu dołączyłem w grudniu 2014r. i w roku szkolnym bywam w Toruniu raz w tygodniu, a w wakacje – praktycznie co drugi dzień. O takiej formie pomagania bezdomnym królikom dowiedziałem się przez internet. Dzielę dach nad głową z Panią Królik – Gabrysią (a chyba raczej to ona dzieli mieszkanie ze mną). Jest prawdziwą panią domu, rządzącą i dyktującą 'dużym’ warunki, a jednocześnie największym pieszczochem na ziemi. Interesuję się wszystkim co związane z przyrodą/geografią i zwierzętami, i z tym też wiążę swoją przyszłość. Ci co mnie znają wiedzą o mnie więcej, a ci co nie znają- tyle musi Wam wystarczyć 😉 „
Sebastian
Nie wiedzieć czemu Sebastian na koniec dodaje: „Mam nadzieję, że pozostała ekipa Azylu wytrzyma ze mną jak najdłużej (czasami jest naprawdę ciężko)”. No cóż, spróbujemy 😛
Ksenia we wrześniu skończyła 18 lat. Jej największą pasją jest jazda konna. W wolnych chwilach pochłania książki – główne kryminały, horrory i powieści psychologiczne. Kocha zwierzęta i lubi pomagać zarówno im, jak i ludziom, dlatego swoją przyszłość chciałaby powiązać z medycyną lub weterynarią.
A tak pisze o przygodzie z wolontariatem w Azylu: „O istnieniu Azylu dla królików dowiedziałam się przez przypadek, gdy rzuciło mi się w oczy polubione przez kogoś zdjęcie jednego z mieszkańców azylu. Od razu bardzo się tym zainteresowałam i bardzo chciałam stać się częścią tego małego, cudownego świata. Obecnie mija pół roku jak razem z innymi wolontariuszami i wolontariuszkami pomagam rozpocząć nowe, lepsze życie wielu zagubionym królikom.”
Alicja to konkretna dziewczyna. Mówi o sobie krótko, a jej droga do wolontariatu też była wyjątkowo prosta:
„Chodzę do 3 klasy gimnazjum. Kocham czytać (głównie fantastyka), słuchać muzyki i oglądać seriale (adoruje „Dawno, dawno temu” i „Castle”). Na azyl natrafiłam szukając królika do adopcji. Obecnie przebywa u mnie Gapik. Przeglądając stronę i poznając wspaniałe króle, weszłam w zakładkę Wolontariat i oto jestem :)”
Alicja z Gapikiem w ramionach
Kinga ma 18 lat i jest studentką matematyki.
O sobie mówi: „W wolnym czasie działam jako króliczy serwis sprzątająco-miziający, ale lubię także czytać książki i uczyć mojego psa nowych sztuczek. W domu mam też kota, niestety jest to typ wiecznego śpiocha. Jestem również wegetarianką i maniaczką wszechobecnego porządku, więc ciągle sprzątam.” – czy musimy dodawać jaki to skarb mieć w Azylu taką pedantkę?
Jak Kinga trafiła do nas? „Gdy przyjechałam do schroniska dla zwierząt z myślą o adopcji psa, pierwszy raz zobaczyłam króliki hasające po wybiegu. Zainteresowałam się wtedy wolontariatem – tak oto znalazłam się w Azylu, i wiem, że zostanę tu na długo.”
My również mamy taką nadzieję!
Kinga z Gburkiem
Asia trafiła do Azylu w czerwcu szukając partnerki dla swojego królika.
Wspomina: „Kiedy zobaczyłam to miejsce wiedziałam, że nie będzie to jednorazowa wizyta i tak o to zostałam wolontariuszem.”
Asia mieszka i pracuje z Bydgoszczy. Prywatnie jest właścicielką pary królików, które na co dzień dostarczają jej mnóstwo radości. Poza zwierzętami, jej największą pasją są podróże.
Dorota działa na terenie Olsztyna.
Jak Dorota trafiła do Azylu? Oddajmy jej głos: „Moja przygoda z tymi uszatymi zwierzątkami zaczęła się około 6 lat temu, kiedy przygarnęłam 4-letnią króliczkę Fruzię od mojego znajomego. Fruzia przyjechała do mnie w klatce 60cm, śmierdząca papierosami a do jedzenia miała spleśniały chleb i gazetki reklamowe pewnej znanej sieci sprzedającej sprzęt rtv-agd. Ja o królikach wiedziałam tyle, że jedzą marchewkę i śpią w sianku – czyli nic. Zaczęłam szukać w internecie informacji na temat królików i tak trafiłam na forum SPK, poznałam wielu wspaniałych, zakochanych w królikach ludzi. Moim pierwszym królikem na tymczasie była Frotka. W końcu podpisaliśmy umowę adopcyjną 🙂 W międzyczasie poczytałam więcej o zabiegach sterylizacji i kastracji i postanowiłam przy okazji zabiegu u młodej Frotki zabrać również już „pełnoletnią” Fruzię. Długo zastanawiałam się nad wyborem weterynarza, ponieważ w Olsztynie nie było nikogo polecanego przez SPK. W końcu stanęło na Toruniu. Tak poznałam Olę, bo to ona umawiała nas na zabieg. Było to w 2011r. Następny nasz bliższy kontakt miał miejsce w styczniu, kiedy Ola przyjechała odebrać z mieszkania pewnej „biznes woman” 30 królików… I tak zaczęłam bliższą współpracę z Azylem.”
Teraz Dorota jest pośrednikiem adopcyjnym na województwo warmińsko-mazurskie. Przejmuje króliki z regionu i organizuje im domy tymczasowe na miejscu lub transport do Torunia, gdy wymagają leczenia. Obecnie pod swoją opieką ma baranka wyciągniętego ze sklepu zoo oraz własnego Flafka. Na co dzień pracuje w korporacji.
Weronika jest absolwentką filologii angielskiej na UMK w Toruniu. W życiu prywatnym interesuje się językami, ale również muzyką, w każdym znaczeniu tego słowa. W przeszłości (a dokładnie przez 7 lat) uprawiała lekką atletykę z naciskiem na biegi długie.
Jak Weronika trafiła do Azylu?
„O Azylu dowiedziałam się przez moją współlokatorkę, która pokazała mi fanpage Fundacji na FB; później dowiedziałam się, że przyjaciółka znajomej ze studiów to długoletnia wolontariuszka, dlatego postanowiłam napisać i oto jestem! Zafascynowała mnie pasja i praca, jaką wykonują zarówno wolontariusze jak i całe szefostwo i z tego względu zdecydowałam się dołączyć do azylowej ekipy i wspólnie starać się zapewnić wszystkim uszom jak najwięcej szczęścia. Będąc już wolontariuszką, dzięki namowom Oli wzięłam do DT Brzoskwinię, która obecnie jest już u mnie na DS. Jest dla mnie słodkim, małym puchaczem, który przypomina mi, że związanie się z Fundacją to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu.”
Jeśli chodzi o oryginalne wykształcenie i pasje, Ola wymiata, ponieważ z wykształcenia i powołania jest astronomem. W wolnym czasie nałogowo jeździ na rowerze, chodzi po starych fortach, gania pociągi i ogląda niezdrowe ilości seriali.
Jak znalazła się w ekipie wolontariuszy?” Do azylu trafiłam poszukując króla, którym mogłabym się zaopiekować po 8 latach żałoby po poprzednim i już jakoś nie potrafiłam opuścić tego miejsca. W międzyczasie z jednego królika zrobiły się dwa: najbardziej poirytowane uszy na świecie – jej puchatość Anima zwana roboczo Małą-Cholerą, oraz słodki jak miód (no chyba, że mu się nie chce) mamisynek – Cheerios zwany roboczo Pączkiem. Połączyła ich miłość od (prawie) pierwszego wejrzenia i zasada przyciągania przeciwieństw – Anima bez cienia strachu walczy z odkurzaczem, a Cheerios dostaje ataku paniki średnio co 3 minuty – wystarczy byle szelest. Poza hobby wymienionymi powyżej najbardziej lubię spędzać czas na mizianiu za uszkami – Cheeriosa całymi dniami, bo nieustannie się o to upomina, a Animy do momentu, w którym nie zacznie warczeć, czyli w porywach do 7 sekund.”
Ola
W Azylu działają na co dzień także Agata, Sandra, Karolina, Weronika, Oliwia, Ola, Ada – nie dosłały swoich wypowiedzi, ale może zechcą napisać coś o sobie w komentarzach? 🙂 Pomaga nam zawsze niezastąpiona Ola (ta Ola, która zbiera na Rodi Care 🙂 i organizuje transporty z i do Bydgoszczy). Wspierają nas Adrian i Monika, pani Małgosia, Justyna (mama „małej” Oli) , Małgosia, pracownicy Schroniska i wiele innych osób, które nie są typowymi wolontariuszami, ale gdy trzeba – zawsze są w pogotowiu.
Jak widzicie Azyl to nie tylko króliki, to przede wszystkim ludzie, bez których zaangażowania i pasji, nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Taka ekipa to skarb!
Jeśli chcielibyście do nas dołączyć, zapraszamy serdecznie!
10 komentarzy
[…] http://www.azyl.vot.pl/2015/10/kim-sa-wolontariusze-azylu-dla-krolikow/ […]
Świetny post. Trzeba, żeby ludzie zobaczyli, że są tu zupełnie normalne osoby, mające własne prywatne życie, wiele spraw na głowie, uczące się, pracujące, młodsze, starsze… I że jak się chce, to można, da się zorganizować wszystko tak, żeby znaleźć czas i POMAGAĆ.
I wielkie wyrazy szacunku dla tych, którzy wszystko organizują i koordynują, bo to nie lada zadanie.
Azyl to miejsce w którym każdy nauczy się pokory, ciężkiej pracy i tego, co jest w życiu najważniejsze. Mimo że co sobotę wracam do Bydgoszczy pachnący sianem i octem, to i tak to jest najlepsze uczucie na Ziemi
– satysfakcja z niesienia pomocy tym mniejszym. Dziękuję!!! :*
Niby dużo, a i tak ciągle za mało. Dyżury to robota dla 2 osób, więc aby w tygodniu dać sobie spokojnie radę i nikogo nie przeciążać, potrzebujemy aż 14 osób na miejscu.
Co do młodzieży – o tak, są świetni <3
W listopadzie 2013 adoptowałam Chabra (w sobotę napisałam maila do Oli, w poniedziałek Chaber był już ze mną). Po około roku chciałam adoptować drugiego królika – żeby mieć parkę. Jak się okazało mój Ch. postanowił być jedynakiem i nie zaakceptował drugiego króla, ale od tego wszystko się zaczęło. Pierwsze rozstanie z tymczasem bardzo przeżyłam (Latte – byłam w niej totalnie zakochana i nie mogłam zrozumieć jak mój królik mógł jej tak samo nie pokochać ;p) więc nie czekając długo po adopcji Latte w Chabrowym domu zamieszkała Kreta ( o zaprzyjaźnianiu nawet nie myślałam, bo widok tej dwójki to jak oglądanie gali MMA ). Później przyszła pora na pierwsze wieczorne wizyty u Doc. ( Kreta wymaga regularnych korekt a Chaber zaczynał walkę z ropą… ), pierwsze poranne podawanie leków, pierwszy dyżur, pierwsze wieczorne leki, nagłe sytuacje typu trzeba jechać z królikiem na kroplówkę w tej chwili i w tym momencie a nie za godzinę lub dwie jak będę miała wolną chwilę, bo po prostu królik może już wtedy nie żyć – o takich rzeczach nie piszemy na blogu, ale takie sytuacje to dla nas codzienność, Azyl uczy priorytetów, mimowolnie pokazuje nam co powinno i co jest w życiu najważniejsze – kiedy chodzi o ratowanie życia, nie raz, nie dwa musimy poświęcić własne przyjemności, obowiązki, czas, zajęcia, znajomych, rodzinę. Nie raz spotkałam się ze słowami „wybierasz króliki zamiast mnie” – taki był mój wybór i nie żałuję. Do bycia wolontariuszem na takim poziomie musieli się przyzwyczaić przede wszystkim moi bliscy, bo o ile dla mnie pewne rzeczy były normalne dla nich były nie do zrozumienia. Oprócz królików w moim życiu były studia, dodatkowe języki, czasem praca, konie i rodzina oddalona o 150 km, przyjaciele, później spacery ze schroniskowymi psami – ale jak się chce wszystko da się zorganizować. Gabinet Doc i królik pod kroplówką to naprawdę dobre miejsce do nauki 🙂 Później przyszła pora na bycie DT dla więcej niż jednego króla. Czasami miałam wrażenie, że to już była masówka ;p w moim mieszkaniu było nawet 5 króli ( niektóre tylko na jedną noc, zgarnięte po wizycie u Doc, którą kończyliśmy po godzinie 1 ), zazwyczaj połowa przewlekle chora więc trzeba zachować szczególną ostrożność – Boski, Pixel, Fasola, Mufasa… fajnie brzmi mieć takie cudeńka pod własnym dachem, ale uwierzcie, że zasypiając się i budząc każdego dnia modliłam się aby nic im się podczas tego turnusu nie stało, bo bym chyba umarła. A mój Chaber w tym wszystkim? Z całego mieszkania została mu sypialnia, ale jemu to odpowiadało, czuł się jak gospodarz, jak inne króle były w klatkach on chodził na obchód, obobkował co miał obobkować, czasami przypomniał przez druty kto tu rządzi i wracał na swoje. Była też historia z alergią, która skończyła się pod kroplówką i tlenem w szpitalu (gdyby nie Ola i M. w życiu bym nie pojechała do tego szpitala…) I nie oddałam z tego powodu królików jak to teraz w modzie, miałam tygodniową przerwę od Azylowych prac i szczerze mówiąc dostawałam na głowę ;p ale na szczęście była wtedy Martyna więc mogłam płakać ze śmiechu ( tak, zawszę płaczę ze śmiechu jak jesteśmy razem, bo czasami stanowimy mieszankę wybuchową, ale wspólne historie lepiej pozostawię tylko dla nas, bo jeszcze ktoś pomyśli, że nasze miejsce jest w psychiatryku ;p ). Był też czas na tygodniowe przejęcie niektórych obowiązków Oli podczas jej urlopu. To było jedno z najtrudniejszych zadań jakie w życiu dostałam. Na szczęście, żaden król nie wykręcił nam wtedy, żadnego numeru i wszystko przebiegło bez większych problemów. Potem przyszedł czas na wyjazd i już tylko Twittera.
Na koniec jeszcze tylko parę słów do Seby „ej potrzebna Ci noga”? 😀
Azyl to nie tylko króliki, to przyjaźnie, wspólne obiady, wyjazdy, wylewanie łez, zapominanie o złych chwilach, cieszenie się z tych najlepszych. Azyl to po prostu ważna część życia, tak jak praca czy szkoła a czasami nawet najważniejsza. Bardzo za Wami tęsknię, ale jeszcze trochę i wracam :*
Aaaaa, wracaj! <3
wracaj !!!!!! 😀 bo nie ma kto ze mną śpiewać w aucie 😀 Uszek tęskni za nami 😀 aaaaa i czerwony dywan teraz dla Ciebie będzie uszykowany 😀 wyłożę przed wejściem do Azylu 😀 😀 😀 😀
Do Azylu trafiłam przez to, że sama mam króliczka i z rodzicami szukałam dla niej kolegi do zabaw i tak trafiłam na Azyl. Napisałam do Oli i zapytałam się czy to nie problem, żebym została Wolontariuszką w Azylu obawiałam się , że z racji tego mam dopiero 13 lat myślałam , że niestety nie , ale Ola bardzo szybko do mnie odpisała i już tydzień po mojej rozmowie z Olą pojechałam na mój pierwszy dyżur :* . W ekipie Azylu jestem już prawie rok i jak tylko jadę do Azylu zawszę się cieszę, że zobaczę nasze ukochane króle, ale też czasem mam styczność z ludźmi którzy przynoszą króle i dają wymówki : Abo nie mogę się nim zająć , albo dziecku się znudziło itp. Azyl to jest to miejsce na ziemi , gdzie mogę robić to co kocham . :* DZIĘKUJE ZA TEN WSPANIAŁY ROK ! :*
To my dziękujemy, że jesteś z nami :*
o rany jak Was dużo. A ja myślałam, że to kilka osób a tu nie licząc chyba kilkanaście 🙂
No i jak macie nawet astronoma w ekipie … 😀
Super tym bardziej, że w większości wolontariusze to młodzi ludzie w wieku jeszcze szkolnym. To miło, że mamy jednak młodzież która nie koniecznie siedzi całymi dniami na necie ale też taką która potrafi pomagać i wiele z siebie dać !