Zupełnie nie miałam świadomości, że od mojego ostatniego wpisu o Grzybku minęło aż pół roku. Ten czas tak szybko leci, zdecydowanie za szybko. Liczyłam na to, że będzie nam dane właśnie tyle czasu aby spędzić razem od momentu postawienia diagnozy. Czyli rok. Dokładnie rok i 2 miesiące.
Tak to się wszystko zaczęło: http://www.azyl.vot.pl/2013/12/walka-o-zycie-czy-warto/
Tak trwało: http://www.azyl.vot.pl/2014/04/walka-o-zycie-ciag-dalszy-troche-prywaty/
A dzisiaj się skończyło…
Długo myślałam o tym czy będę, czy chcę w ogóle coś napisać. Bo to, że jest mi tak strasznie ciężko, że czuję tak ogromny ból, pustkę i żal jest oczywiste… I wiem, że wszyscy, którzy mnie znają, którzy znali Grzybka, a także Ci którzy po prostu wiedzą co znaczy kochać i być kochanym doskonale to rozumieją.
Ale tutaj, w tym miejscu chciałabym przede wszystkim podziękować.
Grzybkowi za to, że był. Był ze mną dokładnie 6 lat. Bardzo trudnych dla mnie lat – najtrudniejszych w moim życiu. Ale ostatni rok był dla mnie szczególnie wyjątkowy bo dużo rzeczy się zmieniło… mimo wszystko na lepsze. I nie boję się powiedzieć, że też dzięki niemu.
Bo czego może nauczyć człowieka zwierzę, szczególnie gdy jest chore? Na pewno odpowiedzialności, organizacji czasu, cierpliwości, wiary, nadziei i radości z każdego dobrego dnia, momentu, chwili…
A było z czego się cieszyć, Grzybek miał bardzo dużo dobrych chwil. Wprawdzie nigdy nie znałam dnia ani godziny kiedy znowu będzie gorzej, a u niego to się działo dosłownie w ciągu chwili. Ale tak jest przy chorobach serca…
Tak samo było teraz, przez ostatnie tygodnie częściej czuł się źle, ale wiedziałam jak reagować, co mu podać, kiedy zwiększyć, kiedy zmniejszyć ilość leków, żeby znowu było dobrze. I było. Ostatnio na co raz krócej – bo czasami tylko na 2-3 dni.
Jeszcze w sobotę było bardzo dobrze. A w czwartek mogę śmiało powiedzieć, że rewelacyjnie. Wrócił mu apetyt, znowu był wesoły, ciekawski, pięknie wyglądał… Nie mogłam się powstrzymać, musiałam zrobić mu 2 zdjęcia – jego ostatnie….
A tutaj prosił o jedzenie, ostatnio rzadko mu się to zdarzało, ale ten moment znowu dał mi nadzieję…
Razem z doktorem bardzo się baliśmy o to, jak Grzybek przetrwa lato. A upały w tym roku nam nie odpuszczały. Przeważnie mając takie problemy z sercem nawet człowiek nie jest w stanie przetrwać takich temperatur. Ale Grzybek jak zawsze na przekór logice właśnie w wakacje czuł się najlepiej. Mimo, że mieszkał w pokoju od strony południowej gdzie słońce było przez cały dzień, udawało mi się utrzymywać optymalną temperaturę 24-25 stopni. Wymagało to nie lada wyrzeczeń, zasłaniania żaluzji o odpowiedniej porze, otwierania okien o 4 nad ranem, mycia podłóg lodowatą wodą, włączania wiatraka ale tak, żeby nie wiało na Grzybka. Udało się. Grzybek całe lato spędził ze mną, nie mogłam nigdzie wyjechać na dłużej, ale na weekendy chociażby do Torunia wybierał się ze mną. Nie miał problemów z aklimatyzacją. On wszędzie czuł się jak u siebie.
I za to też mu dziękuję… Mimo, że każdy dzień musiałam dostosować do niego, do godzin podawania mu leków, a to było nawet co 4-6 godzin, to jednak wszystko co chciałam, co miałam w planach zrobiłam. Wychodziłam z domu i wracałam zawsze na czas. A on zawsze na mnie czekał.
Podawanie mu leków? W sumie ponad 1000 zastrzyków od momentu kiedy zachorował? Setek tabletek, leków w płynie, kroplówek, herbatek? Czysta przyjemność. I to nie dlatego, że lubiłam to robić, ale dlatego, że on nie miał nic przeciwko. Nie lubił tylko momentu łapania i sadzania go na desce do prasowania 😉 Ale same zastrzyki, leki do pyszczka przyjmował bez zbędnego wyrywania się, czasami trochę się kręcił, ale czekał… zawsze cierpliwie czekał aż mu wszystko podam i wtedy zadowolony wbiegał do tunelu który mu podstawiałam, żeby znowu go nie łapać i czekał na jakiś smakołyk.
To był nasz codzienny rytuał, którego dzisiaj już nie ma… Grzybek jakby czuł, że to wszystko mu pomaga, nigdy nie traktował mnie jak wroga, który ciągłym łapaniem, wbijaniem igieł robi mu krzywdę. Nigdy ode mnie po tym nie uciekał, a wręcz przeciwnie. Wystarczyło, że go zawołałam, albo poprosiłam go o buzi… nigdy mi nie odmówił.
Często spotkam się z opinią, że z królikami nie ma kontaktu, że są to zwierzęta nudne, że nie robią nic innego tylko siedzą i jedzą. Zawsze w takiej sytuacji mówię, że ja znam dokładnie też takich ludzi. Którzy też nie lubią kontaktu z innymi, którzy są nudni, albo lubią tylko siedzieć i jeść. Każde zwierzę jest jak człowiek. Każdy ma swój charakter, swoje upodobania, każdy jest inny. Pod tym względem niczym nie różnimy się od zwierząt.
Z Grzybkiem każdy kto miał do czynienia wie, że był kontakt. Niesamowity i wyjątkowy kontakt. Ale relacje jakie udało mi się z nim nawiązać – nasze prywatne relacje 😉 Uznaję za szczególnie wyjątkowe. Byliśmy od siebie uzależnieni. Gdy ja potrzebowałam czułości, tego żeby był blisko mnie, on w tym samym momencie czuł identycznie. Najpierw ja przytulałam jego, później on się wtulał we mnie. Gdy ja całowałam jego pachnące futerko, później on się odwdzięczał mi i potrafił godzinami lizać mnie po twarzy, po rękach. Nie oczekiwał niczego w zamian. Ja też nie. To było coś naturalnego czego po prostu oboje potrzebowaliśmy.
Ten filmik nagrałam równy miesiąc temu. 21 września. Cieszę się, że zdążyłam uwiecznić tę naszą wyjątkową więź…
Gdy do niego mówiłam, nawet dzisiaj w nocy, zawsze słuchał. Nigdy nie uciekał gdzieś na drugi koniec pokoju, nigdy się nie wyrywał, albo siedział, albo leżał i słuchał… a ja szeptałam mu do ucha różne rzeczy. Mimo, że nie umiał mówić, czuł i rozumiał wszystko.
Powiedziałam mu dzisiaj, że pozwalam mu odejść… jeśli musi, jeśli chce, niech odejdzie… chciał. Nie chciał, żebym przy tym była, próbował się chować do tunelu, za kartonami z sianem… ale gdy podchodziłam do niego mimo wszystko pozwalał mi być obok. Zamykał oczy, wtulał się w moje ręce i czekaliśmy… Od wczoraj nie miał już siły jeść, trudno mu było oddychać, miał już płyn w płucach, w jamie brzusznej, serduszko biło już bardzo słabo… Ale na pożegnanie polizał mnie swoim ciepłym języczkiem po dłoni… Umarł na moich rękach. Nie męczył się. Nie pozwoliłabym na to. Obiecałam mu, że będę przy nim zawsze i że nigdy go nie zostawię. Dotrzymałam obietnicy a on dotrzymał swojej. Sprawił, że moje życie nabrało sensu w momencie gdy się pojawił, bo to od niego wszystko się zaczęło już tak na dobre. Całe moje zaangażowanie w pomaganie królikom, później stworzenie Azylu i Fundacji. On był częścią mnie, tego co robię na co dzień. Dodawał mi siły i wiary. Nauczył mnie kochać takie stworzenia jakim był on….
A był najbardziej wyjątkową i najdroższą mi króliczą istotą na tej ziemi.
Grzybciu, moja myszulo najdroższa… Kocham Cię.
15 komentarzy
Chciałem jeszcze napisać że kiedy człowieka mocno przyciśnie strata zwierzaka dobrze jest się z kimś podzielić bólem i troską wszak to jest jak członek rodziny Madziu jak ochłoniesz weź nowego królinkę do domu to prawda ze się różnią ja swojej lali nie pocałuje na przykład bo mi nosa odgryzie ale lubi położyć sobie łepek na ręce sama i lubię jej radosne podskoki najbardziej lubię krónia jest mądry i rozmawia po króliczemu z człowiekiem nikogo nie skrzywdzi nawet innego królika kiedy miał naderwany pazurek to lizał mi ręke a pies może by ugryzł nie wyobrażam sobie życia bez krónia także cię rozumiem.
Ach poznaje twoje kapcie u ciebie jest teraz Puszek vel. Puszka prawda no pomimo chorych nóżek to radosna królinka i ma słodki dziubek jaka kochana:) troszkę ci osłodzi smutek Pozdrawiam.
Kochana Magdo nie znamy się ale dziękuje ci za ten wpis o grzybku ile dla ciebie znaczył szczere wyznanie.Mam pierwsze w życiu Króliczki od roku i jestem z nimi tak blisko poznaje o co im chodzi trzeba z nimi dużo rozmawiać,(ja to czasem nawet nocą) nie wyobrażam sobie że kiedyś je stracę uszaki są wspaniałe umieją się odwdzięczać i dają mnóstwo radości.Mam nadzieję ze to dobro jakiego doznałaś od Grzybka do ciebie powróci jakoś w innym Króliczku:)Tego ci życzę wierzę w to:)Pozdrawiam
Choć się nie znamy – współczuje szczerze .W moim życiu są teraz Kangusia i Leoś, ale jeszcze w lipcu zeszłego roku była z nami nasza najukochańsza Tutkwi.Dziś jest w naszych sercach,pamięci i nie jednej łzie ,która spływa po policzkach na jej wspomnienie.Czas ,w którym z nami była to tylko miłe wspomnienia.Życzę w tym trudnym czasie mnóstwo siły, aby móc pogodzić się z odejściem Grzybka.Był bardzo dzielnym uszaczkiem.
Żegnaj dzielny Grzybciu -kicaj zdrowo i szcęśliwie po łąkach i polach pełnych marchewki za TM [*] 🙁
Bardzo wzruszająca historia. Popłakałam się czytając to wszystko. Podziwiam Cię za wytrwałość przy tym wszystkim co was spotykało. Też jestem szczęsliwą posiadaczką króliczka i wiem, jakie to szczęscie mieć takiego zwierzaka. Trzymaj się ciepło i pomimo, że jest Ci na pewno bardzo ciężko pamiętaj, że najważniejsze jest to, co dla niego przez te lata zrobiłaś. Zrobiłaś dla niego wszystko żeby był najszczęsliwszym zwierzakiem i powinnaś być z siebie dumna.
Pozdrawiam, Sandra
Myślę, że ten wiersz oddaje najpełniej więź opiekun – zwierzęcy przyjaciel.
Moje stadko, choć tu na Ziemi jest ze mną 5, liczy sobie 12 braci mniejszych…
Każde pozostaje, nawet po ponad ćwierć wieku.
Każde niezastąpione, niepowtarzalne, każde inaczej bliskie sercu, a ostatnie chwile razem spędzone tak niesamowicie wyraźne..
Epitafium dla Najlepszego Psa na Świecie
Moja Mara się w psiego zmieniła anioła.
Choć właściwie za życia także była taka.
Tyle dała swych czarów wszystkim dookoła,
że zbrakło jej dla siebie by pokonać raka.
Dziś jest nas czworo. Dwoje gdy z domu wychodzę,
a ona, tak jak zawsze, jest przy mojej nodze,
i dwoje w lepszym świecie, na łąkach niebieskich,
gdzie też swych wiernych ludzi mają zmarłe pieski.
Bo żaden pies na świecie nie odchodzi całkiem.
Gdy z człowiekiem wymienią się duszy kawałkiem,
to jej przybywa… Z duszą jak ze szczęściem jest:
więcej duszy ma człowiek i więcej ma pies.
Marek Majewski
Mój Pies: 3/2003 (138)
Mimo, że Grzybek za TM, to również zawsze będzie z Tobą.
3 tygodnie temu odeszła moja Puśka, płaczę codziennie, oglądam zdjęcia, niczym nie mogę zapełnić pustki w środku…Puśka była niepokorna, niezależna, głaskana na własnych warunkach, z fochem na mordce o cudownym miękkim futerku. Uwielbiała być całowana w głowę, a ja (podobnie jak Ty na filmiku) korzystałam z tego ochoczo przy okazji wąchając główkę… Wiem jak się czujesz i szczerze współczuję. Pięknie opisałaś Wasz związek i cieszę się, że istnieją ludzie potrafiący nawiązać tak bliską więź z tzw. „nierozumnym” stworzeniem ( w większości przypadków to ludzie są niestety nierozumni jeżeli chodzi o zwierzęta)…Trzymaj się Magda :*
Madziu, współczuję Ci serdecznie i dziękuję za ten mądry, ciepły i pełen uczucia wpis. W takich momentach często trudno jest pisać, dlatego doceniam i dziękuję…
Grzybek był i pozostanie królikiem-symbolem, a z tego, co piszesz, jest poniekąd patronem Fundacji – zapewne nie jedynym, ale z pewnością dla Ciebie najważniejszym.
Piękna była Wasza relacja – a sam Grzybuś był cudownym, mądrym uszakiem – to tak widać w jego oczach!
Ściskam Cię serdecznie – i mimo, że ryczę teraz, cieszę się, że Grzybek miał takie fajne życie z Tobą.
Moja przygoda z królikami zaczęła się dopiero rok temu, za każdym razem kiedy próbuję opisać moją rekację z Chabrem nie wiem jakich słów użyć tak, żeby ktoś kto tego nie widzi uwierzył, że możliwe jest stworzenie takiej więzi. Dzisiaj przeczytałam Twój wpis, obejrzałam filmik… I miałam wrażenie jakbym mówiła o sobie i swoim króliku. I chociaż jest w tym wpisie smutek i trudno ukryć łzy, jest też nadzieja, przede wszystkim dla królików. Że znajdą takiego człowieka jak Ty i stworzą coś pięknego na długie lata. Że nie będą już zabawkami dla dzieci, zwierzętami, które trzeba zamknąć w klatce.. Tylko będą częścią rodziny, bratnią duszą, przyjacielem, który rozumie i pociesza bez słów i nie zawodzi tak jak potrafi zrobić to najbardziej zaufany człowiek. Grzybek teraz już zawsze będzie szczęśliwy, chociaż taki królik jak on miał już kawałek swojego nieba na ziemi.. Dzięki Tobie. Z Chabrem i Latte życzymy dużo siły. :*
It’s so sad to read your blog about your and the time with Grzybciu. I’m so sad to hear of his passing however I love reading the good times and the beautiful photos and video that you have shared. Hang in there and carry on and keep his memory alive in your heart and with the Azyl.
All the best
Vanessa
Magda.. Trzymaj się! ;*
Wiem przez co przechodzisz i smutno mi razem z Tobą, choć się nie znamy. Mój kochany uszatek odszedł w tym roku i długo po nim płakałam (2 miesiące codziennie) a nawet teraz mi się zdarza. Wielu ludzi nie rozumie tego, bo ich zdaniem to było zwierzątko ale dla mnie to był mój przyjaciel. Kiedy chorowałam i leżałam w łóżku zawsze leżał wtedy ze mną i pilnował mnie. Żaden inny puchaty stworek nie zastąpi Twojego Grzybka,bo pozostawił straszną pustkę po sobie ale mam nadzieję, że czas przyniesie Ci ukojenie. Trzymaj się i walcz dalej dzielnie dla pozostałych króliczków, które dzięki Tobie mają lepsze życie.
Trochę ciężko czytało mi się Twoją wypowiedź. I muszę przyznać jedno…nieco zazdroszczę, że mogłaś być z nim do końca. Gizmo odszedł sam w klinice, bo nie miał sił (nie, nie został uśpiony). Żałuję, że nie mogłam przy nim być. Strasznie żałuję.
Ale masz rację. Z królikami jest kontakt. To mądre stworzonka…i wiele nas uczą.
Przesyłam Ci mnóstwo uścisków. Wiem, jak boli strata. Od naszej minął miesiąc…
Bardzo mi przykro z powodu Gizma 🙁 Czasami uśpienie/eutanazja nie jest niczym złym, często jest wyrazem odpowiedzialności opiekuna. Najważniejsze jest tylko, żeby wiedzieć, kiedy jest odpowiedni na nią czas. A każdy kto zna i kocha swojego zwierzaka wie, kiedy przychodzi ten moment… Byłam przygotowana na to, że będę musiała pomóc Grzybkowi odejść. I nie zawahałabym się gdybym wiedziałam, że cierpi. Bo w takich chwilach nie jest ważne co my czujemy, ale co czują one i naszym zadaniem jest aby w miarę naszych możliwości ułatwić im odejście z tego świata… Trzymaj się i dziękuję za zrozumienie :*
Podjęcie decyzji o uśpieniu jest bardzo trudne. Nie ważne, czy chodzi o królika czy o małą myszkę. Jeszcze trudnej jest po uśpieniu jednej istoty patrzeć, jak druga umiera na ręku z tęsknoty.
Dla mnie królik to ktoś więcej niż zwierzę, to przyjaciel z którym mogę się porozumieć bez słów. Trudno opisać więź, która nas łączy, szczególnie z mojej strony. Pamiętam, jak zawiozłam go na operację. Puste mieszkanie, brak jego obecności, obawa że nie wybudzi się z narkozy. Nigdy w życiu się tak nie denerwowałam. Zostało mu jeszcze wiele lat życia, ale ja już boję się jak sobie poradzę z jego odejściem …
Magda, trzymaj się.