Nie ma żadnej reguły. Czasami umierają młodo. Czasami nagle. Czasami wtedy, kiedy po długiej walce dochodzimy do muru i nie można już nic zrobić. Tak było z Gąską, tak mogłoby się stać z Batacikiem.
Innym razem, w zdrowiu dożywają starości, ale bywa też tak, że każdy rok ich życia zostaje wyrwany od losu i chociaż jest ciężko, wbrew wszystkiemu dają radę.
Nie ma reguły. Wiek nie decyduje o tym, jak długo będziemy razem. Czasami łudzimy się, że wybierając młodego królika, zapewniamy sobie poczucie bezpieczeństwa na długie lata, czasami egoistycznie boimy się starości i śmierci i za wszelką cenę chcemy jej uniknąć.
Petitka kicha. Ma za sobą walkę z encephalitozoonozą, która tylko częściowo zakończyła się sukcesem. Jej zęby są na granicy korekty.
Inari jest otyła. Ma duże wole, które na zdjęciach nie prezentuje się najlepiej. Codziennie dostaje lek na wątrobę. Dość szybko się męczy. Ma jedno ucho podniesione do góry, a drugie w dół, ponieważ nie potrafiła zdecydować się na to, czy chce zostać rasowym baranem.
Batacik rezolutnie patrzy na każdego kto przechodzi obok jego klatki i ma coś do zaoferowania. Lekko przechylona głowa dodaje mu uroku. Czuje się doskonale. Być może encephalitozoonoza już nigdy nie wróci, być może będzie inaczej…
Czasami kilkumiesięczny królik wygląda jak leciwy staruszek, który cały życie walczył z licznymi chorobami. Modraszka wygląda jak 8,9-letnia samiczka, a podobno ma tylko 3 lata.
Gąska nie dożyła roku, a była przecież młodym, uroczym reksem, którego życie w sklepie dla potencjalnych klientów byłoby warte więcej niż życie 3-letniego królika z nadwagą i dużym wole.
Mosniaki nie mają nosów. To duże, ważące kilka kilogramów króliki o przeciętnym (dla wielu umaszczeniu) z widocznymi zmianami po przebytej myksomatozie. Lebiodka codziennie walczy ze mną podczas oczyszczania nosa. Nie jest estetyczna – nie ma małżowin nosowych. W końcu tak jak Maggie i Lubczyk była odłożona do zdechnięcia, a hasło myksomatoza wywoływało o wielu osób strach – nie wiem tylko czy o inne króliki czy irracjonalnie o siebie. Ich ocalenie to był cud. Wszyscy lubimy cuda, ale jeśli się zdarzają to w dalszej kolejności zazwyczaj pociągają za sobą nudną, żmudną i mało spektakularną codzienność, bo oczyszczanie nosa Lebiodki nie jest spektakularne, tak samo jak walka o życie królika z ropniem – o życie, które nie jest kolorowe, albo o życie królika z pałeczką ropy błękitnej czy też gronkowcem. Jest wręcz przeciwnie, taka walka bywa mało przyjemna, zwłaszcza wtedy, kiedy Lebiodka podczas tego rytuału dzieli się z otoczeniem całą gamą bakterii.
W sierpniu minie rok od interwencji w Mosinie. Wtedy wydarzył się cud…dla Majeranka i Melisy na pewno, ponieważ znalazły nowe domy. Myślę, że Lubczyk tego cudu nie doczeka i nie jest to kwestia braku wiary, ale rzeczywistości, którą niesie za sobą opieka nad hospicyjnymi królikami…, a przecież każdy zasłużył na nowy dom.
Wielokrotnie pisałam o Lubczyku. O tym, że kiedy do nas trafił ważył 1 kg i w każdej chwili byłyśmy gotowe na eutanazję. O tym, że przez wiele tygodni walczył ze skrajną postacią niewydolności oddechowej, a kiedy podawałyśmy mu kroplówki, bałyśmy się, że umrze pod wpływem wysiłku, który wiązał się z tym, że trzeba było wyjąć go z klatki i położyć na kolanach.
Kiedy zabierałam Lubczyka na kontrole, zawsze bałam się, że nastąpi nawrót choroby. Wszystkie leki zostały wykorzystane, z serią interferonu na czele. I nastąpił.
Dzisiaj szmery oskrzelowe po lewej stronie zamieniły się w szmery płucne, a punkcja wykazała obecność ropy. Doc pobrał ok 15 ml płynów z grudkami ropy. Po punkcji Lubczyk zaczął oddychać lepiej, ale za chwilę pojawiła się duszność związana ze stresem.
Do leków dołączyły m.in. dożylna gentamycyna, furosemidum i relanium, które dzisiaj podaliśmy Lubczykowi, aby go wyciszyć.
Wiemy, że w każdej chwili możemy zostać zmuszeni do podjęcia decyzji i nauczyłyśmy się to akceptować. Spokojnie czekać i być. Każdy zasłużył na to, żeby tak odejść, żeby odejść w domu i chociaż to zawsze boli, to nie my jesteśmy tutaj najważniejsi. Wręcz przeciwnie. Nie to co my czujemy i czego my się boimy, bo Lubczyk tego nie zrozumie i nie musi.
Przed chwilą Lubczyk siedział z uszami podniesionymi do góry. Zjadł, wypił wodę, zrobił bobki. Był bardzo spokojny.
Teraz, po podaniu leków dożylnie oddycha trochę gorzej. Musimy uważać na najmniejszy stres.
A jeśli ktoś zapyta mnie o cierpienie, odpowiem najprawdziwszymi słowami, które ostatnio usłyszałam – umieranie nie jest ładne.
O Lubczyku
Warto dać komuś dom, chociaż tymczasowych, chociaż na chwilę.
* * *
Dzisiaj popołudniu pogorszył się również również się również stan Lobo. Pojawił się znowu oczopląs. Lobo stracił apetyt. Jest apatyczny. Jest źle.
11 komentarzy
LOBO kicaj zdrowy i szczęśliwy za TM[*] 🙁
Lobusiu, kicaj szczęśliwie za TM [*]
Byłeś jednym z najbardziej poszkodowanych ofiar okrucieństwa i bezduszności baby – monstrum, co to słusznie zasłaniała się na zdjęciu największym królikiem… o ironio, oprawca, co podświadomie w ofiarach szukał obrony :]
Od początku walczyłeś wraz z Azylem i swoim wspaniałym domem tymczasowym o dłuższe, już szczęśliwe życie. Mogliście wywalczyć tylko i aż tyle…
Ech, dużo tych śmierci… ale bardzo dużo królików, a wśród nich wiele bardzo chorych ratowanych królików.
Wśród nich bardzo wiele wyleczonych, adoptowanych, szczęśliwych.
To przykład – tylko ich część: http://torunskie-kroliki.blog.pl/nasza-galeria/w-nowych-domach-3/
Od momentu powstania Azyl niesamowicie ewaluował w krótkim czasie. Azyl to już instytucja na rzecz ratowania uszatych.
Są dwa aspekty: więcej, coraz więcej królików ratowanych, adoptowanych, ale i coraz więcej odejść, walki, niesamowitych obowiązków i odpowiedzialności dnia codziennego 🙁
To już nie jest bagaż na jedną osobę, bo ponad miarę, bo może boleśnie popalić, pozbawić innych aspektów życia…
Cudownie, że są wokół Azylu wspaniałe domy tymczasowe <3, wspaniali wolontariusze, ale uważam, że potrzebny jest na miejscu ktoś pracujący z Olą ramię w ramię.
Uważam, że jeśli Azyl ma się rozwijać i kontynuować swoją działalność to zarówno Ola – pracująca w nim na ponad etat jak i profesjonalny np. tech. weterynarii miłujący króliki muszą być, tak jak w innych fundacjach zatrudnieni.
Myślę, że widząc króliki niekiedy niedostrzegany oddanych im ludzi, a bez nich nie ma mowy o ich ratowaniu. Nazywając rzecz po imieniu stwierdzę, że i dr Krawczyk jest oddanym wolontariuszem Azylu – minimalne koszta, niesamowite zaangażowanie.
Ratujmy króliki i wspierajmy ze wszech miar tych, co bez skargi, bez wytchnienia walczą o nie kosztem siebie i swoich bliskich.
Muszę jeszcze dodać…
Z tego co mi wiadomo 9 lat temu dwie wspaniałe dziewczyny – brunetka i blondynka spotkały się w sklepie zoologicznym przy klatce z za wcześnie oddanym uszaczkiem – pseudohodowcy w akcji.
I tak to się zaczęło… ratunek, tym co cichutko, lub z chwilowym płaczem, bezradne, odchodzą…
Ola ma wielkie wsparcie, drugiej założycielki Azylu Magdy :* Bez nich w duecie Azyl by nie zaistniał.
Niestety proza życia…Magda mieszka pod Bydgoszczą i w miarę możliwości, a nawet ponad ich miarę jest w Azylu.
Mój mąż, gdy podjechaliśmy w ubiegłe lato z suszkami i Azyl obstawiała Magda był w szoku „ Ona w Bydgoszczy mieszka? Niesamowita, czas, a i paliwo to nie woda”
Wszystko, co można „na odległość” przejęła Magda, ale póki co nie może być w dwóch miejscach jednocześnie:(. Poza tym liczba 2 to jeszcze mało, jeśli jest się wolontariuszem, a Azyl tak się rozwija..
WSPANIAŁE dziewczyny, nie tylko królikom, ale i Wam potrzeba jeszcze większego wsparcia.
Wsparcie ekipy Azylu to wsparcie uszaków, tych co w nim są i będą…
Witamy 🙂
Irania jest przecudowna. Galusia też miala otyłość jak bralam ją z azylu Troszke dietki i dziewczyna ma sylwetke MODELKI 🙂 z Irania bedzie tak samo :-* PIEKNA Z NIEJ DZIEWCZYNAKA :-*
Lobo odszedł. Jutro sekcja.
Lubczyk bez zmian. Jest spokojny, dość ładnie je, ale ciężko oddycha i nie biega.
Lubczyk mógł być królikiem zdrowym do momentu działalności mosinieckiego weta :(, ale nie miał szans na życie takie jak powinien mieć królik. Był jednym z królików gospodarza, co to nawet przedmiotowo nie traktował… czekał go brud, smród, krótka wegetacja i kulinarne przeznaczenie 🙁
To, że zauważono, zainterweniowano zaowocowało na pewno jednym – Lubczyk nie został, nie jest i nie będzie „królikiem do zdechnięcia”. Mimo podłej choroby, braku szans na bycie królikiem w pełni zdrowym, poznał radości króliczego życia, wspaniałą opiekę i miłość opiekunów. Tego mu nikt nie odbierze. Jego następcy mosiniaccy, bo na pewno już tacy są, nie mają takiej szansy 🙁
Cudem było to, że trafiły do Was, że podjęto niesamowitą walkę i ją wygrano, bez względu na aktualny stan Lubczona.
Oby Lubczyk pokazał, że cuda mogą się powtórzyć! Jeśli nie, to wiem, że nie odejdzie w cierpieniach i samotności.
Znów wszystko celnie, Janeczko, ujęłaś…
Bardzo mi smutno z powodu Lubczyka, choć pociesza mnie fakt, że króliś dostał relanium i przynajmniej nie stresuje się tak bardzo…
O króliczej urodzie już kiedyś dyskutowaliśmy, ale powtórzę i tutaj: dla mnie wszystkie królisie, które dziś wymieniłaś, Olu, są po prostu piękne. I Batacik z zawadiacko przekrzywionym łebkiem, i Inari ze „śliniaczkiem”, i biedna, kochana Petitka, i Gąska, którą wszyscy kochali, i Lubczyk ze swoim miejscem po nosie – on po prostu budzi większe współczucie. Ale królik to nie tylko powierzchowność. Królik to byt, który można na wskroś pokochać bez względu na to, jak wygląda.
A Petitka poza oczywiście kichaniem i skrętem głowy jak sobie radzi?
Jak jej samopoczucie? Czy w dalszym ciągu ma DT?
Petitka dość dobrze funkcjonuje. Ma ładny apetyt, kicha w tej chwili sporadycznie, problemy z utrzymaniem równowagi ma tylko wtedy, kiedy się zestresuje, tj. kiedy odkładam ją po podaniu leków.
Petitka ma DT u Weroniki, ale z uwagi na okres wakacyjny chwilowo przebywa w Azylu.
Petitka + Weronika to piękne połączenie, szczególnie dla Petitki. Po powrocie Weroniki Petitka znów będzie w raju 🙂
Polecamy również inny ważny wpis:
http://www.azyl.vot.pl/2014/02/ktory-ladniejszy/