Przypadki i historie

Franklin

20 stycznia 2014

Franklin vel Francik vel Wełniak. Pierwsze oficjalne imię zostało mu nadane na cześć…seryjnego mordercy. O tę kwestię należy pytać Olę, która nie może spać i nocami ogląda dziwne programy w  TV… Do tej pory nie dowiedziałam się, czy chodziło o Richarda Franklina Specka, mordercę pielęgniarek, czy o straconego niedawno Josepha Paula Franklina, który to dokonał nieudanego zamachu na Larry’ego Flynta. W zasadzie nawet nie wiem czy powinno mnie to ciekawić, ale mnie wiele niepotrzebnych spraw ciekawi, to czemu nie ta… Francik to oczywiście zdrobnienie. Aż trudno mi uwierzyć, że najchętniej używam tej formy, ja, hejtująca wszelkie słowa zdrobniałe 😉 Wełniak – bo brązowy i wełniany, po prostu.

Pragnę Wam opowiedzieć jego historię, podobnie jak Magda opowiedziała historię Grzybka. Nasza nie jest tak dramatyczna, ale również wiele ze sobą przeszliśmy i wciąż zmagamy się z rozmaitymi trudnościami. Dla Francika największą trudnością jest zmaganie się z moją nadmierną miłością, bo z problemów zdrowotnych, jakie go dotykają,  sobie nic nie robi.

Franklin trafił do Azylu w sposób typowy, a jednocześnie przykry. Ogłoszenie – zabierajcie albo uśpię/wypuszczę. Miał wówczas podobno 5 lat i nosił wdzięczne imię Sonia. Odebrała go Magda, która prowadzi anglojęzyczny fanpage Azylu. Magdę również już na starcie zauroczył.

Opisywałam jak się poznaliśmy w temacie noworocznym. Byłam w Azylu na pogaduchach i mnie kurdupel podstępnie w sobie zakochał. Siedziała sobie  taka sierotka pośród innych królików, kompletnie nimi niezainteresowana. Coś tam sobie jadł, grzebał między palcami u nóg (nadal uwielbia to robić), co jakiś czas wyglądał z wiklinowej budki, ale żeby wchodzić w interakcje z przedstawicielami tego samego gatunku – to nie było w opcji. Mały brązowy królik, zupełnie zwykły, niczym się nie wyróżniający, kompletnie mnie rozczulił. Po 2 godzinach z nim spędzonych, było postanowione, że jedzie do mnie na rekonwalescencję po zabiegu usunięcia zębów. I tak to się zaczęło.

Kilka faktów o Franklinie:

  • Waży 1450 gramów. Zawsze i niezmiennie.
  • Ma deformację łapek – jego przednie łapki są jakby zwinięte do środka. Doktor Krawczyk mówi, że to wada genetyczna. Biegając wydaje dźwięk jak galopujący kucyk. Potrafi mnie obudzić w nocy swoim galopem po panelach. Czasem jak galopuje to mieszają mu się w biegu łapki i traci rytm.
  • Franklin nie wydaje żadnych dźwięków oprócz patataj i tupania. Czasem tak głośno tupie (ważąc swoje 1,45 kg…), że sadzam go w trakcie tupania na kanapie, żeby nie hałasował. Nic sobie nie robiąc ze zmiany położenia, tupie nadal.
  • Lubi obierki od ziemniaków. Taka sytuacja: Mąż obiera ziemniaki i spada mu obierek. P: Weź tego obierka, bo zje. Ja: No przecież nie zje obierka! W tym momencie Francik zjada obierka i staje słupka czekając na więcej. Nie, nie dostaje obierków, choć pewnie byłby zadowolony.
  • Gdybym mu pozwoliła, zamieszkałby w zmywarce – tam jest dużo resztek do zjedzenia…
  • Jest w stanie dogadać się z Jagodą, bo czasem jej nie zauważa (to mnie wciąż dziwi, bo Jagoda to ponad 2,5 kg czarnego, grubego króla). Mierzwiak go nie znosi, ale Francik ją olewa.
  • Jest stalkerem. Łazi za mną wszędzie po mieszkaniu. Do kuchni, łazienki, toalety, na balkon, goni mnie nocą, plącze się pod nogami. Idzie do tego przywyknąć.
  • Chrapie. Niby dlatego, że ma zwężone nozdrze po operacji. Ja myślę jednak, że on chrapie z natury.

DSC_0526Pyszności ze zmywarki

DSC_0569Stalking

Chorowanie

Kilka dni po pierwszym spotkaniu przywieźliśmy Franklina do domu. Był już po ekstrakcji trzonowców po jednej stronie i czyszczeniu ropnia, który zdążył się utworzyć przy korzeniach. Od początku łzawiło mu oko. To był koniec stycznia. Przez jakiś czas było względnie dobrze, kontrola nie wykazywała nieprawidłowości, oprócz tego, ze w dziurę po ekstrakcji właziło mu jedzenie.

Popsuło się na początku marca, kiedy Franklin dostał jednostronnego ropnego wysięku z nosa. Okazało się, że po ekstrakcji zrobiła mu się przetoka do jamy nosowej i tam zagnieździły się bakterie.

Jest źle. Franklin cały śmierdzi ropą. Robimy RTG. Antybiotyki nie pomagają, tworzy się ropień w jamie nosowej, blisko oka (w tym samym czasie Kurt traci oko z powodu podobnego ropnia…). Doktor wykonuje zabieg, po którym Francik wygląda jak to królik po operacji ropnia – fatalnie. Rana wymaga otwierania i oczyszczania.

Ropień się nie odnawia, ale jednostronny katar nadal jest. Do tego dochodzi przechylenie głowy podczas odpoczynku – Francik kieruje nos w sufit przekrzywiając silnie łepek. Doktor mówi, że być może stan zapalny kieruje się w stronę ucha. Po odstawieniu antybiotyków, które nie pomagają,  robimy wymaz. Pierwszy wymaz nieudany, robimy kolejny. Wychodzi bakteria, której nazwy nie pamiętam, doktor robi autoszczepionkę. W tym czasie odchodzi Lola z bakterią oporną na wszelkie antybiotyki 🙁 Razem robiliśmy wymazy…

Francika bakteria tak zjadliwa jak Loli nie jest, jest wrażliwa na gentamycynę, ale nie podajemy antybiotyku. Szukając innych opcji trafiam na informacje o aromaterapii i leczeniu ropnych bakterii olejkiem oregano. Postanawiam zaryzykować (mając oczywiście zgodę doktora). Zaczynam stosować nebulizacje z olejkami eterycznymi. Po 2-3 tygodniach katar zaczyna ustępować, przechył główki się zmniejsza. Francik otrzymuje autoszczepionkę. W maju jest praktycznie zdrowy. W czerwcu uczestniczy w dniu otwartym Azylu 🙂

DSC_0710Nebulizacje – I hate you!

W sierpniu wymagana jest korekta zębów (zaczyna się od problemów jelitowych), przy okazji doktor próbuje udrożnić zatkany kanalik łzowy – bezskutecznie, w kanaliku jest zwapnienie.

Październik/listopad – katar i przechył główki wracają 🙁 Kolejna korekta (ostre korony zębów). Robimy RTG. Okazuje się, że do rwania jest brzydki górny siekacz (zawsze był ciemniejszy i mniejszy) – pod siekaczem jest ropa. Po tym zabiegu Franklin długo dochodzi do siebie. Zabieramy go na święta do mojego domu rodzinnego, żeby grzebać mu w paszczy patyczkiem (pędzlowanie dziury po siekaczu – polecam pasjonatom zegarmistrzostwa!). Daje dużo radości całej rodzinie i powoli zdrowieje. Nie znaczy to jednak, że odpuszcza mu katar.

Znowu gentamycyna, znowu inhalacje, ponownie autoszczepionka. Walczymy do teraz. Jest czasem lepiej, czasem gorzej, ale Francik to fajter. Dwie minuty po zabiegach ambulatoryjnych siedzi już w kuchni i staje słupka przy szufladzie z suszonymi jabłkami – w szufladzie są też inne produkty spożywcze, ale dla Franklina tylko te jabłka się liczą.

DSC_0540Kawę robisz? A gdzie jabłko z szuflady?

Epilog

Franklin jest wbrew swojemu (niepoznanemu) patronowi wcieleniem łagodności i króliczej przyzwoitości. Pozwala na mizianie, przytulanie, umie pocieszać. Nie przepada za innymi królikami, ale ludzi lubi. Mało znam królików, które tak bardzo lubią przebywać z człowiekiem – rano jak jem śniadanie siedzi po taboretem w kuchni, żegna mnie jak wychodzę z domu, jak wracam to siedzi często na chodniku przy drzwiach, patrzy na mnie zaspany po czym leniwie się przeciąga, by zaraz gdzieś ochoczo pogalopować (najczęściej tam, gdzie jest jedzenie). Czasem nasika tam, gdzie nie powinien, czasem się plącze pod nogami, czasem wyżera śmieci, ale ja mu wszystko wybaczam. Jest tu na wygranej pozycji z Jagodą i Mierzwiakiem – dla nich nie ma przebacz 😛 . Ma gnojek urok osobisty – trzeba mu przyznać.

DSC_0433Manikiur i kawa raz!

16 komentarzy

  • Odpowiedź Asia 22 stycznia 2014 at 12:47

    Świetna historia! W dużej mierze jakbym słyszała historię o moim ucholku i sobie. Zenuś jest bowiem króliczą popierdółką, która zasadniczo nie przepada za tym, by opiekował się nim ktoś inny niż ja, nie cierpi gdy wyjeżdżam na wakacje i zostaje pod opieką mojej przekochanej i cudownej Siostry lub Rodziców, a tęsknotę za mną objawia w dość nietypowy sposób w postaci warczenia i biegania z uniesionym ogonem. Niestety mojego męża kochanego zaledwie toleruje. Jest natomiast niesamowicie ciekawski i zawsze musi przywitać się i obczaić gości – choć boi się dzieci. Niesamowite i cudowne jest w nim natomiast to, że uwielbia wszytsko ze mną robić. Rozpakowujemy razem zmywarkę 🙂 nawet wystarczy mu powiedzieć Chodź Zenuś rozpakujemy zmywarkę a on już biegnie do kuchni. Musi zajrzeć do każdej szafki, zazwyczaj włazi tam i siedzi np. w naczyniu żaroodpornym – pasztecik gotowy do piekarnika, wskakuje do kosza na śmieci i kosza na cebulę i ziemniaki, zawsze jest stójka przy otwartej lodówce, albo siedzi na moich stopach gdy myję naczynia. Wspólne spędzanie czasu oznacza także że mam pogryzione spodnie i bluzy domowe ponieważ Zenuś gryzie mnie w stopy i nogi jak jestem zajęta albo siedzi mi na ramieniu na kanapie i obgryza kaptur ;D Najprzyjemniejsze są jednak chwile wspólnej drzemki nos przy nosie albo gdy Zen obczai że się przebudzam – jest zawsze kilka piruetów w powietrzu ze szczęścia a później wtrynia się do mnie na kanapę i pozwala mi powoli dojść do siebie po śnie liżąc mnie po nosie i brodzie. No najkochańszy słodziak świata! :))

    • Odpowiedź Katarzyna Azyl dla Królików 22 stycznia 2014 at 12:56

      O tak 🙂 Tak to właśnie wygląda. Siedzenie na moich stopach podczas czynności kuchennych również Franciszek praktykuje. Tak samo lubi eksplorować szafki. Z tą różnicą, ze Francik nic nie gryzie, bo zębów nie ma 😉 Ale za to przekopuje tekstylia z niezwykłą jak na taką popierdółkę (jak to ładnie ujęłaś) zaciętością.
      Przesyłamy głaski koleżce Zenusiowi! Życzymy wielu miłych wspólnych chwil w kuchni 😀

  • Odpowiedź Halina, Tupek 21 stycznia 2014 at 11:25

    z charaktery to Wełniak jest jak mój Tupek. czytając wpis wszystko się zgadzało 🙂 jedyne co ich chyba różni to wygląd i zmaganie się z innymi chorobami, poza tym to idealne kopie 🙂 Franklinie życzymy duużo zdrowia i mnóstwa suszonych jabuszek 🙂

  • Odpowiedź Katarzyna Azyl dla Królików 21 stycznia 2014 at 09:36

    Aaa, błąd! Najpierw piszę, że Francik wydaje tylko dwa dźwięki: tętent i tupanie, a zaraz potem, że chrapie…Toż to też dźwięk i to jaki!
    Franklin przesyła wszystkim zasmarkane buziaki!

    • Odpowiedź ing 21 stycznia 2014 at 10:34

      Kradnę wszystkie i nie mam zamiaru się dzielić 🙂 Uwielbiam takie niepozorne uszaki.

  • Odpowiedź Gosia Rudnicka 21 stycznia 2014 at 08:19

    Słodziak kochany dużo zdrówka 🙂

  • Odpowiedź Solvieg 21 stycznia 2014 at 08:04

    Słodki wełniakowy prześladowaca 😀 Zdrówka życzę maluchowi 🙂

  • Odpowiedź anka_u 20 stycznia 2014 at 23:57

    A ja myślałam, że imię jest od Roosvelta – jakoś mi się wydawało, że ten wełniasty osobnik był znaleziony w Poznaniu na ul.Roosvelta.
    Obierki od ziemniaków? Więc nie tylko mój uszaty ma namiętność do ziemniaków!

  • Odpowiedź Marta Azyl Dla Królików 20 stycznia 2014 at 22:58

    Kochany wełniaczek! Nie wspomniałaś o tym, jak idealnie dopasowuje się do twarzy podczas przytulania.. można zasnąć! 🙂 🙂 Buziak w zasmarkany nochal :* :*

  • Odpowiedź Janka - po_sąsiedzku 20 stycznia 2014 at 22:49

    Zaskoczyłyście mnie, bo ja od razu przyjęłam, że imię otrzymał na cześć Benjamina Franklina 🙂

  • Odpowiedź Justynka24.10 20 stycznia 2014 at 22:10

    Kasiu 🙂 cudnie opisana historia Francika 😀 oderwać się nie można! głaski dla słodziaka 🙂

  • Odpowiedź otka_a 20 stycznia 2014 at 22:08

    Franklin, galopujący królik 😀
    Miałam okazję poznać tego przyjemniaczka 🙂
    Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!

  • Odpowiedź Joac 20 stycznia 2014 at 22:08

    Miło się dowiedzieć czegoś o moim ulubieńcu i zobaczyć jego nadobną podobiznę :*

  • Odpowiedź Ola Azyl dla Królików 20 stycznia 2014 at 22:07

    Wstyd się przyznać, ale pamiętam tylko, że jego imię zaczerpnęłam z discovery investigation…, ale do jakiego konkretnie seryjnego zabójcy należało, nie wiem : P Poza tym to było tylko natchnienie! a imię jest fajne : P

  • Skomentuj izaf Anuluj

    *