Nie tylko o królikach

Przebadaj się!

29 września 2013

– A czy przebadałaś się w kierunku toksoplazmozy? Wiesz, zajmujesz się zwierzętami  – usłyszałam niedawno. No takich badań to ja nie robiłam, nawet morfologii dawno nie robiłam. Nie muszę, bo nic mi ogólnie nie dolega. Kota nie mam, szczurów nie dotykam ani nie zjadam. Mam króliki, ale czym się możemy zarazić od królika? Grzybicą, świerzbowcem, nicieniami i to by było na tyle. Większą ilością chorób można zarazić się w autobusie komunikacji miejskiej od innych ludzi.

O rozrodzie nie myślę. Ale inni myślą za mnie.

I jak się okazało, nie byłam jedyną, którą zapytano o badania w kierunku tej choroby pasożytniczej. Magda również została tak samo zaskoczona.

Oczywiście takie pytania podyktowane są troską o nas, kobiety w wieku rozrodczym zajmujące się zwierzętami. Ja, Magda, Ola i Marta mamy to szczęście mieć 25-30 lat, na dodatek trzy z nas są zamężne, jedna zaręczona. Często padamy ofiarą nietaktownych pytań.

Nie wdaję się w dyskusje, dlaczego nie mam dzieci, kiedy dzieci itd. W tym temacie jestem wyjątkowo asertywna. Bo to wyłącznie moja sprawa.

Byłam bardzo zaskoczona pytaniem o toksoplazmozę, więc chyba nawet nie uruchomiłam opcji sarkazm, ale jakby się jeszcze kiedyś pojawiło, mam ripostę – A czy ty przebadałaś się w kierunku chlamydii?

toksoplazmoza_15344_w600

straszne zdjęcie z internetów znalezione pod hasłem toksoplazmoza

***

Ciąża opiekunki jest jedną z głównych przyczyn pozbycia się zwierzęcia. Bo zwierzę jest groźne epidemiologicznie, zajmuje miejsce w domu, wydala, śmieci, a przebywanie w jego pobliżu grozi wstrząsem anafilaktycznym i uduszeniem w męczarniach. Bo dziecko jest najważniejsze. Bo macierzyństwo to sprawa nieodwracalna, a zwierzę przecież wzięliśmy, więc i oddać możemy. Często oddanie zwierzęcia nie jest pomysłem samej ciężarnej – presję wywiera troskliwa rodzina i przyjaciele, którzy wiedzą lepiej. Poza tym jak za takim królikiem czy kotem nie przepadają, to jest to moment idealny wręcz, by się go pozbyć.

Na szczęście jest i przeciwległy biegun – spotykam dzieci wychowane ze zwierzętami od najmłodszych lat, obchodzące się z psem/kotem/królikiem/świnką czule i delikatnie. Dzieci, które są wrażliwe i empatyczne. Dzieci, które miały to szczęście, że ich rodzice nie ulegli snutym przed nimi wizjom toksoplazmozy, która owszem jest fatalną chorobą, ale prędzej można się nią zarazić jedząc niedogotowane mięso niż obcując z kotem.

9 komentarzy

  • Odpowiedź Naturalnie 5 października 2015 at 12:39

    ????? Urodzilam sie na wsi. Dzdzownice wyciagalam z ziemi rekami az pekaly. Potem tymi rekami jadlam owoce prosto z drzew i krzewow. Plywalam w rzece pelnej rybek zab i kto wie czego jeszcze. Biegalam boso po trawie w czasie deszczu. Mialam kilka kotow psa chomiki krolika kury. Nikt na dzieci wtedy tak nie chuchal i nie dmuchal jak teraz sie to robi. Zeby uodpornic sie na bakterie nalezy zyc wsrod tych bakterii. Organizm ktory nie mial stycznosci z natura zyl pod kloszem przestraszonych o zdrowie dziecka rodzicow nie nabierze odpornosci. Najwyzej pojawi sie jej brak czy tez powszechne ostatnio uczulenia wsrod dzieci.

  • Odpowiedź Astharte 30 września 2013 at 10:46

    Aż mnie trzepie jak czytam i słucham o ludziach, którzy w czasie ciąży postanawiają się pozbyć zwierząt…. ja od urodzenia wychowywałam się z kotami i psami (mieszkaliśmy wtedy u dziadków, którzy zawsze mieli po kilka zwierzaków) i co? I żyję i mam się świetnie! Tak samo moja młodsza siostra. Nawet jako dziecko miałam uczulenie na sierść zwierząt, którą udało się wyleczyć, więc jak widać – dla chcącego nic trudnego. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdybym usłyszała po porodzie (już w styczniu! :D), że mam się pozbyć mojego Kicajka, po prostu NIE i już!

  • Odpowiedź Solvieg 30 września 2013 at 10:25

    Ja mam dwie siostry i u mnie w domu zawsze były zwierzęta. Nikomu do głowy nie przyszło aby sie zwierzaków pozbyć bo mama jest w ciąży. A nawet jak mnie nasz pies ugryzł to mi się dostało bo go drażniłam 😛
    U mojego męża też to samo: trójka dzieci i zwierzaki zawsze obecne-pieski, kotki -nawet kury. Mąż jak był malutki łaził za kurami na czworakach i kupki wyjadał 😀 (mina jego mamy bezcenna 😀 )i żyje. Teraz to chyba wygodnictwo i jakiś dziwny lęk przd zarazkami – ludzie by wszystko odkażaczem polewali … nie wiem 🙁

  • Odpowiedź Joac 30 września 2013 at 09:09

    Zabiłaś mnie tą chlamydią, miła Kata_strofo 🙂
    A co do zwierząt i dzieci pod jednym dachem, to jestem przekonana, że więcej jest z tego pożytku niż szkody. Kiedy ja się urodziłam, pierwszą osobą, której zostałam w domu przedstawiona był pies – paroletnia kundelka Misia, która wskoczyła na łóżko, by obwąchać tajemnicze zawiniątko. Rodzicom nawet do głowy nie przyszło, by izolować dziecko od zwierzęcia, który był na prawach członka rodziny!
    Tak jak pisze Iza – o zwierzęta należy dbać jak o dzieci 🙂 Tylko do tego trzeba mieć trochę rozumu w głowie 🙂

    • Odpowiedź Katarzyna 30 września 2013 at 09:24

      Mój znajomy nosił ze szpitala pieluszki do obwąchania psu, żeby przyzwyczaił się do zapachu noworodka 🙂
      Ja we wczesnym dzieciństwie zwierząt nie miałam, dopiero później 2 chomiki. Na króliki pozwoliłam sobie będąc już na swoim. Natomiast jako dziecko całowałam się ze wszystkimi psami, kochałam wszystkie koty, wsadzałam krowom palce w nozdrza i głaskałam konie po aksamitnych pyskach. Z powodu całowania psów i kotów niewiadomego pochodzenia musiałam być regularnie odrobaczana. I zazdrościłam okrutnie koleżance, która miała królika 😉

  • Odpowiedź emilia 29 września 2013 at 21:47

    We mnie też rodzice zaszczepili miłość do zwierząt ,bo tak wiele zależy od podejścia rodziców….
    do dziś jestem im za to wdzięczna że nie powiedzieli nie..kiedy prosiłam o zwierzaka

  • Odpowiedź Ola 29 września 2013 at 19:20

    No ja właśnie dostałam króliczka jak miałam 6 lat- do dziś po mimo, że po 11 latach już go nie ma [*] to zaszczepił u mnie chęć pomocy innym królikom- jemu już nie pomogę, ale jego bracia i siosty czekają

    • Odpowiedź izaf 29 września 2013 at 20:03

      Jak czytam takie rzeczy ,to mnie normalnie nosi….
      Mam dwie córki,od zawsze miałam zwierzęta w domu .W czasie pierwszej ciąży mąż przyniósł mi małego szczeniaczka za pazuchą,co by dziecko miało przyjaciela…Pies ten,spory kundelek o imieniu Josh,był zresztą z nami 16 lat…Oczywiście były koty i to trzy…Miałam badania robione za każdym razem i nic…Żadne z moich dzieci nigdy nie chorowało ,przez zwierzaki…Trzeba uważać i dbać tak samo o zwierzęta jak i o dzieci i to wszystko…

      • Odpowiedź Katarzyna 29 września 2013 at 20:08

        Ładnie powiedziane: „dbać o zwierzęta tak samo jak o dzieci” 🙂

    Skomentuj Astharte Anuluj

    *